Strony

wtorek, 24 lipca 2018

Od Boonie cd. Ricka

Przez chwilę w milczeniu ruszałam jedynie ustami jak wyjęta z wody ryba. Nie miałam za bardzo ochoty o sobie opowiadać, mimo iż Rick nie był aż taki straszny. A przynajmniej sprawiał takie wrażenie.
- Um… lubię psy dużych ras, z resztą chyba zauważyłeś. Grałam w kilku drużynach siatkarskich i koszykarskich, ale raczej długo w tym nie poszalałam. Oprócz tego uwielbiam swojego konia, Ghostie jest wspaniały – uśmiechnęłam się, dalej dość niepewnie. Za szybko nikomu nie potrafiłam zaufać.
- Nie jesteś za niska na takie sporty? – zapytał chłopaka z dziwnym uśmiechem. Mam nadzieję, że mnie gdzieś nie zgwałci.
- Dobrze sobie radziłam – odparłam wzruszając lekko ramionami. Bawiłam się słomką w lemoniadzie głaszcząc dalmatyna po grzbiecie. W jego towarzystwie nie czułam się zbyt komfortowo, ale cóż poradzić. Dłuższą chwilę siedzieliśmy w idealnej ciszy przerywanej jedynie kichaniem Quawana.  Rick mnie ciekawił, a z drugiej strony trochę przerażał. Nigdy w życiu nie zadawał się z żadnym chłopakiem, luzna rozmowa nie wchodziła w grę.
- Dlaczego postanowiłaś się tutaj wybrać? – Rick pochylił się lekko do mnie na co zareagowałam z lekką paniką. Serce łomotało mi ze strachu  jeszcze mocniej nisz dotychczas. Mieszkanie przez tyle lat we Włoszech nie zrobiło mi za dobrze. Mogłabym nawet stwierdzić, że ten kraj zniszczył mnie aż za bardzo.
- Miałam dość starej stajni, tego miasta i… po prostu chciałam poznać inną kulturę, doszlifować język. Takie tam bzdury – powiedziałam analizując każdy wyraz, który wydobył się z moich ust. I to nawet nie dlatego, że angielski dalej sprawiał mi lekką trudność, tylko by, o zgrozo, nie powiedzieć nic niestosownego. Jestem idiotką, tak, wiem.
- Nie wyglądasz mi na kogoś kto przeprowadza się od tak przez znudzenie czy poznanie nowej kultury. - uniósł brew, lekko przerażająco się uśmiechając.
Spojrzałam na niego z lekkim poirytowaniem. Ocenił mnie dość trafnie, choć nie znaliśmy się wybitnie długo. Skubany miał zdolność do rozczytywania ludzi.
- Tak kurwa, bo mieszkanie przez całe życie w jebanej Wenecji, w dodatku w sierocińcu nie jest nużące ani męczące. Ani trochę – prychnęłam zanim zdążyłam pomyśleć o sensie wypowiedzianych przeze mnie słów.
O chuj, tylko nie to. Uzna mnie za chorą psychicznie, jestem skreślona u niego do końca.
Chłopak zmierzył mnie wzrokiem i jakby prychnął śmiechem.
- Czyli jesteś sierotą? Wow zazdroszczę! - wyszczerzył się podle i wypił łyk swojego napoju.
Skuliłam się na krześle jeszcze mocniej,  przy okazji  wbijając wzrok w stolik. On mnie wyśmiał? Czy to jakaś przenośnia? Ten człowiek jest  jak kaktus. Za chuja się nie zbliżysz, bo atakuje tymi pieprzonymi  kolcami.
- Nie myślałem że przeklinasz... wydawałaś sie grzeczną dziewczynką. - szepnął obracając kubek. - I nie spinaj się tak! Wyglądasz jakbym był pierwszym chłopakiem z jakim sie zadajesz.
Kurwa, jebany  miał rację. No ja pierdole, czemu nie umiem trzymać języka za zębami?
- Nie masz mi czego zazdrościć. Te placówki to większe zło niż życie na pieprzonej ulicy – warknęłam już nie do końca się hamując. Ten człowiek działał na mnie jak płachta na byka. Pierdolony, egoistyczny chuj.
- Chodzi mi bardziej o to, że nie masz rodziny, ludzi którzy mówią ci co masz robić i tak dalej – Rick wykonał dziwny ruch ręką. – Żadnych ograniczeń, możesz robić co chcesz i nikt się nie wtrąca.
- Ty patrzysz na to w ten sposób, ja mam z lekka inne zdanie – odparłam zerkając na zegarek. Było już po pierwszej czyli powinnam wybrać się do siwego pasożyta by go trochę wyczyścić. – Wybacz, ale będę już iść, do zobaczenia.
Chyba zamiast „iść” powinno być „spierdalać”,  ale to mało znaczący szczegół.
*
Siwego ogiera najpierw usłyszałam, a potem zobaczyłam. Charakterystyczne, miękkie rżnie poniosło się po stajni wraz z niecierpliwym uderzaniem kopytem w drzwi boksu. Szybkim krokiem podeszłam do konia i przytuliłam jego szyję. Ghostie oparł się na moich plecach.
- Stęskniłeś się? – zapytałam śmiejąc się cicho. Ogier potrząsnął łbem jakby się ze mną zgadzał, ale zaraz po tym wbił wzrok w coś za mną.
- No jasne, że tak. Przecież wcale nie widzieliśmy się pół godziny wcześniej.
No ja pierdole, znowu on?


Rick?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.