Strony

poniedziałek, 2 kwietnia 2018

Od Olivii cd. Viktorii

Lekko zmieszana zaczęłam iść w kierunku kolorowych alejek. Po kilku metrach zaczęłam biec truchtem, a w moje ślady poszedł zaraz Norbik. Piesek praktycznie wyjebał się o swoje łapy, ale nie zrażony szedł przed siebie. W parku zabawiliśmy około godziny, po tym czasie poszliśmy do małej, kameralnej kawiarni. Już w środku, szybko znalazłam tych których szukałam.
- Cześć. Mam nadzieję, że wam nie przeszkadzam – uśmiechnęłam się delikatnie zrzucając Norba z kanapy na której sama zaraz usiadłam . Obrażony szczeniak położył się pod stołem obok Tenebris. Odpięłam mu smycz mając tym samym nadzieję, że będzie grzeczny.
- Nie, nie przeszkadzasz – powiedziała Viki głaszcząc Norbiaka po łebku. Tene zawarczała cicho, ale nic nie zrobiła. – Matt właśnie pytał czy jeździsz.
Spojrzałam na nią jak na debilkę. Sama dobrze o tym wiedziała, mogła odpowiedzieć za mnie.
- Tsa… skoki, ujeżdżenie, styl hiszpański, sztuczki i tak dalej – mruknęłam bawiąc się linką, którą trzymałam w ręku. Byłam nadzwyczaj zakłopotana co było stosunkowo dziwne. Drugi charakterze, czy to ty?
- Kojarzę cię. Zawody skokowe w Madrycie. Robiłaś pokaz z kucykiem i jechałaś parkur na kasztanie – rzucił Matt. Tego się obawiałam, wspomnienie Devito było dalej zbyt świeże by o nim wspominać. Sześć lat ciężkiej pracy z ogierem poszło się walić po tych zawodach, pieprzony wypadek.
- Byłam – odparłam krótko odwracając od tej dwójki wzrok. Viktoria rzuciła mi szybkie spojrzenie, którego nie byłam w stanie rozszyfrować. Dalej już tylko ich słuchałam pisząc z siostrą. Jak się okazało, tata i Diana chcieli do mnie przyjechać w najbliższych dniach. Ach, super.
- My się już będziemy zbierać. Do jutra Matt – Vika przytuliła się do brata, a ja na poważnie zaczęłam zastanawiać się czy nie spierdolić. Zdążyłam rzucić tylko szybie „Pa” i wołając do siebie Norbiego wyszłam z kawiarenki. Poczekałam chwilę na Viktorię, a wszystkie dalsze czynności minęły nam w całkowitej ciszy.
**
- Hop, galop! – cmoknęłam na Carpe, która idealnie odczytała moje polecenie. Rozwinęłam lekko lonżę by dać jej pole do popisu. Ustawiłam jej kilka cavaletek na rozgrzewkę by poskakała coś niskiego. Klacz z wielkim zapałem pokonała przeszkódki i bryknęła radośnie. Po kilku takich okrążeniach odpięłam lonżę i puściłam Carpi luzem.
- Długo jeszcze będziesz z nią ćwiczyć? – to był głos Vi.
- Nie wiem, a co? – zapytałam, a dopiero wtedy zauważyłam Matthewa wraz z jednym ze stajennych koni.

> Viczyk? Krótki, wiem, ale brak weny boli ;-;

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.