Strony

sobota, 6 stycznia 2018

od Sama cd. Nicole

Wstałem wcześniej od dziewczyny. Odkopałem się spod koca i wyszedłem z pokoju. Wyjąłem telefon z kieszeni, i oddzwoniłem do taty. Odebrał po kilku sygnałach, wziąłem głęboki wdech.
- Cześć Sam. - odezwał się mężczyzna po drugiej stronie. - Miło że oddzwaniasz. Chciałem zapytać, jak Ci idzie w szkole? - powiedział, nie dając mi dojść do zdania.
- Dobrze. - odparłem. - aktualnie jestem w szpitalu. - palnąłem głupio, ojciec wprost się zapowietrzył.
- To sprawka tego szatana, prawda?! - podniósł głos. - Mówiłem, że to się źle skończy! Ale nie, bo "tato! przejdzie mu, jest jeszcze młody!" I masz tu swojego "jest jeszcze młody! - przez chwilę jeszcze robił mi kazanie, którego nie słuchałem. Oparłem się o ścianę i czekałem aż skończy. - Nic poważnego Ci się nie stało? - dodał, zmartwiony. Pokręciłem głową.
- Tato, jakbyś dał mi dojść do słowa, wiedziałbyś, że to nie sprawka Noctisa. - powiedziałem z uśmiechem. - Jestem z dziewczyną w szpitalu. - po drugiej stronie słuchawki nastała cisza. - Tato?
- Dziewczyną? - powtórzył z niedowierzaniem. - Że dziewczyną? Jesteście razem? - zasypał mnie falą pytań, którą podsumowałem roześmianiem się. - Jestem w okolicy, powinienem dojechać jutro. - pożegnał się, a ja wlepiałem się jak idiota w telefon. Ojciec przyjedzie tu jutro, a Colli leży chora w  szpitalu. Napisał jeszcze smsa, żebym podał mu dokładne dane szpitala. Odpisałem, i wróciłem do pokoju. Nicole siedziała na łóżku, jeszcze bledsza niż wcześniej, trzęsącą się ze strachu. Podbiegłem do dziewczyny, i spojrzałem nieco zmieszany. Otworzyła usta, chcąc coś powiedzieć. Nic z siebie nie wydusiła. Dolałem jej resztę herbaty, i stwierdziłem że potem będę musiał trzymać tu dwa termosy. Wypiła go, krzywiąc się z bólu.
- Co się stało? - spytałem zatroskany, gdy oddała mi kubek.
- Przestraszyłam się jak zobaczyłam że cię nie ma. - wychrypiała z bólem. Spojrzałem na nią. Usiadłem na łóżku, i pogłaskałem po ręce. Zmusiła się do uśmiechu. Mój mały Cynamonek tak bardzo cierpiał, a ja nie miałem jak jej pomóc. Czułem się tak głupi i bezsilny, gdy pielęgniarka dała jej poranną porcję leków i śniadanie. Spojrzała na nie z niesmakiem, tego nawet jedzeniem nie idzie nazwać. Określiłbym to jako papkę ryżową. Odsunęła talerzyk, krzywiąc się.
- Colli... - powiedziałem z rezygnacją, spoglądając na Cynamonka. - Powinnaś coś zjeść... - pokręciła głową. Wstałem z łóżka, i poszedłem zrobić jej herbaty. Udało mi się zdobyć kisiel truskawkowy, może to jej zasmakuje. Otworzyłem drzwi, Nicole grzebała łyżką w papce. Odłożyła go na parapet, i delikatnie się uśmiechnęła. Położyłem koło talerzyka termos z herbatą, i ponownie usiadłem koło niej.
- Chyba nie będziesz mnie karmić? - wychrypiała, powstrzymując śmiech, który spowodował nagły atak kaszlu. Przestała kaszleć po jakiejś minucie, wyprostowała się.
- A skąd wiesz? Czasami jesteś małym dzieciaczkiem. - powiedziałem z uśmiechem, całując ją w czoło. Podniosła delikatnie kąciki ust.
- W sumie, nie pogardzę. Zimno mi. - fuknęła, i ukryła ręce pod kocem. Zaśmiałem się, i podałem jej łyżkę. Wysiorbała płyn z łyżki, i uśmiechnęła się.  - To śmieszne. - wychrypiała, wyciągając ręce przed siebie, żeby zdobyć kisiel.
- Chciałaś to masz! - wstałem z łóżka, śmiejąc się z miny Colli. Udała obrażoną, ale szybko się odfochała, gdy chciałem wyjść. Pomogłem jej dojeść śniadanie. Położyła się na łóżku, i zamknęła oczy, zapadając w sen. Westchnąłem, i poszedłem się przejść na spacer. Zimne powietrze na dworze uderzyło we mnie ze zdwojoną siłą. W szpitalu było cieplej. Brodziłem w śniegu, idąc na parking. W aucie powinienem mieć gdzieś słuchawki, i kilka innych pierdół. Z słuchawek wyszło tyle co nic, zabrałem portfel i poszedłem do najbliższego sklepu. Kupiłem Nicole kilka bułek, czekoladę, żelki i dużo gazet. Spakowałem to do plecaka, ignorując zdziwione spojrzenie sprzedawcy, gdy wróciłem się po pięciu minutach po osprzęt dla dziewczyny. Zapłaciłem i ulotniłem się z burakiem na twarzy. Wróciłem do szpitala, Nicole zasnęła, wtulona do wiewiórki. Obudziłem ją, i dałem zakupy.
- Colli? - zatrzymała się w drzwiach, ciągnąc za sobą kroplówkę. - Eem... Tata jutro przyjedzie. -  wydusiłem z siebie.


Cynamonku? I kto tu bardziej rozjebał? :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.