***
Wstałam, mimowolnie wybudzając się z cudownego snu. Dziś był ostatni dzień weekendu, jutro zaczynała się szkoła. Z niechęcią zwlokłam się z łóżka i szybko przebrałam w zwykłe jeansy i puchaty, różowy sweter. Ach uwielbiałam te chwile beztroski, czasem zachowuję się jak dziecko ale kocham to, bo wtedy zapominam o całych problemach i po prostu czuję się sobą. Zrobiłam ciepłe kakao i usiadłam na parapecie, wpatrując się w śnieg za oknem. Pamiętam ile to razy brat próbował przekonać mnie do kawy, cieszyłam się z tego że zostałam przy swoim napoju.
Śnieg za oknem wyglądał majestatycznie. Płatki śniegu z gracją i delikatnością opadały na nagie gałęzie drzew. Szron pokrył całą szybę, malował piękno świata. Uwielbiałam zimę, właśnie za to...
W końcu jednak ruszyłam z miejsca i postanowiłam pójść do akademickiej kawiarni. Po drodze zgarnęłam szybko szkicownik i mój wierny ołówek. Nałożyłam szare trapery na nogi, zarzuciłam kurtkę na plecy i wyszłam z pokoju, sprawdzając parę razy czy dobrze zamknęłam drzwi. Gdy w końcu stwierdziłam że wszystko jest okey, skierowałam się do kawiarni. Po kilku minutach drogi "z buta" byłam na miejscu. Ludzi nie było zbyt dużo, szczerze mówiąc cieszyłam się z tego powodu. Nie przepadam za tłumami. Zamówiłam sobie ciastko francuskie, które dość szybko zjadłam.
Wzięłam do ręki szkicownik, nie miałam zbytnio pomysłu co szkicować. Siedziałam tam dłuższą chwilę, w ciszy przekręcając kolejną zabazgroloną kartkę. Wtem, do kawiarni wszedł chłopak który od razu przykuł moją uwagę, nie widziałam go tu wcześniej. Patrzył na wszystkich dookoła z lekkim strachem, można by rzec że nawet przerażeniem. Zaintrygował mnie swoim ubraniem, wyglądał trochę jakby szedł na pogrzeb. Albo widocznie taki miał gust. Usiadł z dala od innych stolików, zamówił coś. Szybko chwyciłam za ołówek i naszkicowałam go bez większych skrupułów. Gdyby teraz wiedział że bacznie go obserwuję, pewnie by pomyślał że choruję na chorobę psychiczną. Szkic wyszedł dość dobrze, odłożyłam szkicownik do torby i jeszcze chwilę przypatrywałam się chłopakowi. Lekko przydługie brązowe włosy z pasemkami w kolorze blond, delikatnie opadały na jego przyciągające uwagę czekoladowe oczy. Wyglądał na wysportowanego, w dodatku był wysoki. W końcu zmusiłam się do wstania i podejścia do chłopaka. Z uśmiechem na ustach podeszłam bliżej niego.
- Cześć! - wyciągnęłam do niego rękę, którą niechętnie uścisnął.
- Jesteś tu nowy, prawda? - powrotnie zawiesiłam rękę na torbie. Skinął głową w odpowiedzi.
- Jestem Rosalie Morgan, ale możesz mi mówić Ros. - zaśmiałam się.
Nathan? Wybacz że takie krótkie xD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.