Strony

niedziela, 10 grudnia 2017

Od Ricka cd. Viktorii

Zagwizdała cicho, klacz przybiegła do niej, cała uwalona od błota, trzymająca w pysku liście. Viktoria szybko wyciągnęła jej liście z pyska i podpięła uwiąz. Gestem przywołałem konia i zrobiłem to samo. Było już ciemno. Nagle dziewczyna oparła się rękami o grzbiet klaczy i podciągnęła do góry. Jeszcze przed chwilą myślałem że jej koń jest dość dziki, a teraz ona tak po prostu na nią wchodzi. Zsunęła się na dół i odetchnęła z ulgą.  Po chwili ruszyła wolnym krokiem do akademii. Szedłem kilka kroków dalej bo zauważyłem że karusowi coś znów odpierdala. Próbował się wyrywać jednak udało mi się go powstrzymać. Po dobrych dwudziestu minutach wróciliśmy do stajni, odstawiłem Soula do boksu. Zauważyłem że Viktoria nie odstawiła swojej klaczy, za to poszła na lonżownik. Poszedłem z nią by zobaczyć jak sobie z nią radzi. Puściła klacz luzem, zniżyła głowę i ruszyła szybkim kłusem. Zwolniła ją szybkim "prrr", karuska przeszła do stępa i zmieniła samowolnie kierunek. Miło było ją tak obserwować i nie mam tu na myśli konia. Wpatrywała się w klacz z więzią, zaufaniem. To było wręcz wspaniałe.
Po jakimś czasie postanowiłem iść już do pokoju. Nie minęło pięć minut i byłem już w środku. Było cholernie zimno. Szybko się odświeżyłem, założyłem bluzę przez głowę i wręcz padłem na łóżko prawie od razu zasypiając.

***

Obudziło mnie cholernie głośne walenie do drzwi. Wstałem z niechęcią, szybko zdjąłem koszulkę i otworzyłem drzwi.
-Cześć Ros- przywitałem się z siostrą z irytacją w głosie.
-Nie ma czasu, chodź- pociągnęła mnie za sobą błyskawicznie zamykając drzwi.
-Ej, ej, ej! Stój! Dokąd mam iść?- zatrzymałem ją szybko.
-No idą święta
-No i?-
Szczerze mówiąc będę jedyną osobą w akademii która nienawidzi świąt. "Dlaczego" mógłby ktoś spytać? Przez całe swoje życie ani razu nie obchodziłem świąt. NIGDY nikomu nie dałem prezentu ani sam go nie otrzymałem. No cóż... Life is Brutal, jak to mówią. Zresztą i tak mam na wszystko wyjebane.
-Kto mi pomoże piec pierniczki?
-Na pewno nie ja. Muszę iść pa!- błyskawicznie zbyłem z tematu i wręcz wybiegłem z budynku słysząc za plecami : "jeszcze dziś cię znajdę i namówię".

***

Znalazłem Viktorię na ujeżdżalni. Skierowała swoją klacz na cavaletti i skoczyła dwa razy. Potem najechała z klaczą na przeszkodę, skoczyły wręcz idealnie. Chwilę później skakały już przez kolejną przeszkodę. Po skoczeniu, tym razem nieco niezdarnym, przeszła do kłusa i znowu zaczęła jeździć drągi. W końcu dziewczyna mnie zauważyła. Pomachała do mnie uśmiechnięta. To dobrze że ma widocznie dobry humor aczkolwiek ja nie. Muszę następnym razem podziękować Rosalie za totalne zjebanie mi dnia. Odmachałem jej z wymuszonym uśmiechem.
-Cześć Rick- podjechała do mnie.
-No cześć- wyszczerzyłem się starając się by nie wyszło to sztucznie.
-Ładnie skakałaś- stwierdziłem.
-Bywało lepiej- przewróciła oczami.
-Znalazłam cię! Nie uciekniesz mi!- usłyszałem za plecami.
-Kurwa... błagam nie...- odwróciłem się i kogo ujrzałem? Oczywiście autorkę zjebania mi dnia!


Tori? Co powiesz na wspólne pieczenie pierników? Lol ciekawie byłoby zobaczyć Ricza w fartuszku xDD O boże zajebie mnie za to | Sorki że krótkie



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.