Na klifie przesiedzieliśmy aż do nocy. Piękne gwiazdy oświetlały niebo a my patrzyliśmy na piękne widoki przytulając się do siebie. Cieszyłem się, że znalazłem takie szczęście jakim jest Irma. Przy niej czułem się tak spokojnie i bezpiecznie dzięki czemu praktycznie cały czas się uśmiechałem. Do domu zaczęliśmy wracać koło godziny dwudziestej drugiej. Było troszkę zimno więc okryłem swoją kochaną niebieskooką dodatkowo swoją kurtką. W domu od razu się umyliśmy i poszliśmy spać. Tuląc się do Irmy trochę porozmawialiśmy o cierpieniu ludzi i zwierząt a kiedy zasnęła przyszło mi na myśl, że moglibyśmy odwiedzić jutro schronisko. Patrzyłem jeszcze długo na Irmę jak śpi, ale w końcu i ja pogrążyłem się w krainie snów, która przeplatała się co jakiś czas z koszmarami... Nie mam pojęcia co się ze mną działo, ale od jakiegoś czasu, niektóre koszmary zaczynały się nasilać i ciągle pokazywały się w jednym, niezrozumiałym przeze mnie schemacie... Możliwe, że wszystko niedługo się wyjaśni, ale do tego potrzeba czasu... Jakoś wyrywając się z pułapki mroku znowu wróciłem do przyjemnej krainy i tak już zostało do pięknego ranka.
*****
Następnego dnia obudziliśmy się o dziewiątej a na stoliku czekało już na nas śniadanie, które musiał przy nieść ojciec albo ktoś z pracowników. Nie chcąc się nad tym dłużej zastanawiać sięgnąłem po pyszne naleśniki z Nutellą, które jakoś zjedliśmy. Następnie Irma wzięła leki i zaczęliśmy przebierać się w nowe rzeczy. Cóż niemal standardowy początek dnia... Kiedy byliśmy już gotowi usiadłem obok swojej ukochanej i ją do siebie ostrożnie przytuliłem.
- Kotku pojedziemy razem do schroniska? - zapytałem ją przez co posłała mi zdziwione spojrzenie - Jak nie chcesz to zrozumiem - dodałem po chwili, ale zaprzeczyła ruchem głowy.
- Chcę - odparła z lekkim strachem dlatego pogłaskałem ją po głowie.
- Nikt ci tam krzywdy nie zrobi kochanie. Będę z tobą cały czas i będę cię bronić tak? - spojrzałem na nią spokojnie więc pokiwała twierdząco głową. Kiedy szliśmy do samochodu wpadliśmy na mojego tatę, któremu powiedziałem gdzie się wybieramy a on nie miał nic przeciwko. Irma miała jeszcze do niego jakieś obawy więc nie zmuszałem jej do rozmowy tylko od razu ruszyliśmy do lamborghini. Prawo jazdy miałem, ale rzadko jeździłem no bo nie miałem gdzie a jak już to ojciec wolał mnie dla pewności zawozić, bo Michael mógł siedzieć wszędzie normalnie...
Cała podróż minęła nam bardzo spokojnie i już po trzydziestu minutach byliśmy na miejscu. Wchodząc do środka przywitała nas kierowniczka, która pozwoliła nam rozejrzeć się po tym miejscu. Było tu trzech wolontariuszy, ale my bardziej skupialiśmy się na zwierzętach. Jedne były w tak strasznym stanie, że aż się płakać chciało widząc te wszystkie wystające kości... Mówię wam masakra! Nie mieściło mi się w głowie jak można tak bardzo skrzywdzić niewinne zwierzęta, które chciały tylko miłości od swojego pana czy pani... Przechodziliśmy obok wielu klatek... Niektóre zwierzęta podchodziły do nas ufanie by zostać pogłaskanym a inne bały się i wciskały w najdalsze kąty pomieszczeń. Nie rozumiem ludzi... Przecież psy, koty, konie i inne zwierzaki czują i nie są tylko pustym ciałem. Nie są zabawkami! Skoro nie czujesz się na siłach to czemu bierzesz go tam z hodowli a potem oddajesz? On albo ona cierpi później i się smuci...
W pewnym momencie niechcący oddaliłem się nieco od Irmy, która patrzyła na jedną z klatek a ja akurat spojrzałem na małego szczeniaka.
Z tego co widziałem był on mieszańcem i wydawał się bardzo smutny dlatego pogłaskałem go jakoś przez kratki co mu się strasznie spodobało i zaczął merdać radośnie ogonkiem. Był uroczy i aż z radości przyniósł mi swoją zabawkę. Hm... chyba Maks się nie obrazi jak przywiozę sobie szczeniaczka do domu - pomyślałem spoglądając w stronę niebieskookiej by upewnić się, że wszystko jest dobrze. Schronisko pewnie miało jakieś braki więc może moglibyśmy je jakoś wspomóc?
< Irma? :3 Upatrzyłaś sobie zwierzątko? xd>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.