-Możesz schować ten nożyk do masła gdzieś tam do torby czy coś? Jeszcze se nim oko wydłubiesz.-zaśmiała się złośliwie i wytrąciła mi nóż z ręki jednym, szybkim ruchem. Chciałam go złapać w locie ale sobie odpuściłam, jeszcze odruchowo rzucę i zostanie nam trupek.- podniesiesz sama ten nożyk czy ci pomóc?- szlag mnie zaraz do cholery trafi, pierwszy raz, no dobra może kolejny raz, ktoś twierdził że nóż który może zabić z łatwością jest nożem do masła. Kiedyś zabije... Zreflektowałam się i mając u boku martwą kunę, schyliłam się po broń.
-Dzięki że się o mnie troszczysz, ale niekoniecznie jest mi to potrzebne do szczęścia -rzuciłam sarkastycznie i podrzuciłam nóż przyglądając się jak błyska w blasku księżyca i wraca spokojnie do mojej dłoni.
-Jesteś pewna? Mi się wydaje, że jak cię nie przypilnuje to zrobisz sobie kuku będzie problem.-zacisnęłam dłoń na nożu, Scarlett doprowadziła do celu ale to nie koniec.
-Oh, nie wiedziałam że mówisz o sobie. Z tego co mi się wydaje, to ty -zaakcentowała ostatnie słowo- jesteś tu krócej i to ja znam się lepiej. -warknęłam chłodno. Zaśmiała się, lekko mnie to zdziwiło ale szybko olałam to. Typowa reakcja na stres u niektórych, czyżby stresik zjadł? Uśmiechnęłam się pod nosem, prawie niezauważalnie.
-Kuźwa jakie te teksty są słabe-śmiała się jak idiotka- ku*wa jakie to suche- spojrzałam na Batona który jak gdyby nigdy nic, zajadał sobie trawę, miał szczęście że poluzowałam mu popręg... Scarlett chwyciła się dłonią za czoło i na jej twarzy widać było coś co powinno wyglądać na zdziwienie.
d-obra, dobra bo jeszcze mi się tu udusisz a reklamówki w twoim rozmiarze nie mam, chyba, że chcesz poleżeć sobie ze swoją kuną? A tak na marginesie to gdzie tu jest jakaś sypialnia?-dodała- Nie wiem jak ty ale ja z końmi spać nie lubię. -na końcu języka miałam ripostę ale jednak sobie odpuściłam, wystarczy mi wrogów, przynajmniej na razie... Zdziwiła mnie trochę tym pytaniem, ja akurat lubię spać z końmi ale po chwili zaczęłam się śmiać.
-Dobra nie kłóćmy się bo te nasze teksty są żałosne-rzuciła tamta, dławiąc się ze śmiechu, ja powoli opanowywałam już atak głupawki.
-Chodź pokażę ci-powiedziałam, wciąż pozostając przy lekkim chłodzie, podbiegłam do konia i podciągnęłam się na siodle, po uprzednim podciągnięciu popręgu. Próbował mnie ugryźć, jak to misiu ma w zwyczaju, zabrałam zawiniątko do ręki i ułożyłam je bezpiecznie. Wciąż widać było rany po nieudanych treningach rzucania z obrotu i w skoku z konia...
Westchnęłam cicho, gdy wsiadałam na Batona który strzelił barana. Typowe...
-Ku***a BATON-krzyknęłam na wałacha który popatrzył na mnie wzrokiem niewiniątka, docisnęłam stanowczo łydkę i ruszyłam kłusem, nie zwracając uwagi na dziewczynę. Trzymałam zawiniątko w lewej ręce, prawą trzymałam wodzę, o nogę uderzała mi martwa kuna i słyszałam ciche pobrzękiwanie noża. Jakie kojące.. Pomyślałam i znów skupiłam się na jeździe. Spojrzałam na zegarek, było po 22 ale mi to nie przeszkadzało, no nie licząc zimna bo musiałam poświęcić nowy polar do polowań dla małego kotka.. Chłodny wiatr wiał, pomimo majowego ciepła w dzień, późna pora nie była idealna do zapierdzielania w krótkim rękawie. Wreszcie ujrzałyśmy budynki mieszkalne, szkołę i stajnie oraz całą resztę na tle ciemnego nieba. Baton wciąż kłusował, zsiadłam jeszcze nim zdążył zwolnić, chwytając mocniej zawiniątko. Podbiegłam trochę, łapiąc skórzane wodze do wolnej dłoni i powoli zwalniałam kroku Baton też przechodził do równego stępa. Wprowadziłam go do stajni, szukając wzrokiem jego boksu.
-Trafisz do swojego?-rzuciłam chłodno i położyłam zawiniątko koło skrzynki na szczotki Batona, wałach pchał się do boksu, zarzucając dziko łbem, szarpnęłam za wodzę by się dziad jeden uspokoił. Nie zrobiłabym tego North albo Dii ale Batonowi się należało, przestał tak rzucać głową ale patrzył na mnie morderczym wzrokiem. Zdjęłam mu siodło, wraz z czaprakiem i zaniosłam do siodlarni, czaprak położyłam na inne miejsce, by się wysuszył. Luźne, zwisające paski od ogłowia nie przeszkadzały bułanemu koniowi w zażeraniu się kolacją, odciągnęłam jego głowę od żłobu i zdjęłam ogłowię, zakładając czarny kantar. Umyłam wędzidło w lodowatej wodzie. Usłyszałam przekleństwo Scarlett. Zignorowałam ją i wróciłam do boksu bułanego konia, zabrałam się za robienie mu kopyt, nie miał nic przeciwko bo był zbyt zajęty pochłanianiem spóźnionej kolacji. Po skończonej robocie poklepałam go i odniosłam kopystkę na miejsce, koło czerwono czarnej skrzynki, wciąż leżało małe zawiniątko z którego dało słyszeć się cichutkie popiskiwania kociaka. Chciałam wyjść ale jednak uznałam że zaczekam, Scarlett wyszła z boksu by odnieść siodło a ja niepostrzeżenie założyłam jej koniu kantar i odwiesiłam ogłowie na "gwóźdź" na boksie.
-Radzę się pospieszyć-rzuciłam za nią a ona nawet nie odwróciła głowy- chodź, dzisiaj zanocujesz u mnie.-szepnęłam i spojrzałam nerwowo na zawiniątko. Chwyciłam je delikatnie i ruszyłam w stronę drzwi stajni, otworzyły się ze skrzypnięciem. Szłyśmy teraz ciemnym dziedzińcem, w moim pokoju było ciemno ale dało się słyszeć szczekanie Tene. Ruszyłam stanowczo a zarazem cicho w stronę budynków, mój pokój był w tym drugim. Wyjęłam klucze z kieszeni spodni i otworzyłam drzwi, gestem uciszyłam Tene, która podskakiwała radośnie i rzucała się na mnie i Scarlett. Uśmiechnęłam się lekko i weszłam do pokoju, na ścianach było wiele rysunków, portretów, plakatów i cytatów... Miętowo-czarne kolory były tymi które uwielbiam, i wpasowywały się idealnie do wystroju.
-Rzuć rzeczy koło legowiska Tene.-poprosiłam a Scarlett skinieniem głowy potwierdziła i odłożyła tam swój bagaż. Usiadła na łóżku i zaczęła zdejmować czarne glany, sama lubowałam się w tych butach ale do jazdy konnej są cholernie niepraktyczne, oparła głowę o oparcie mojego łóżka i pogłaskała mojego psa za uszami, czasami zastanawia mnie co ten pies ma w tym pudełku na mózg, bo zachowuje się jak kot... Zaparzając kawę, dodałam do mojej trochę karmelu, nie wiedziałam czy Scarlett lubi więc zrobiłam jej zwykłą, równocześnie rozczesywałam włosy i trochę uwaliłam szczotkę krwią, która nie zdążyła zaschnąć, umyłam w mig ręce.
-Ta jest twoja-powiedziałam i odstawiłam własną kawę na szafkę, poszłam po laptopa którego ułożyłam koło Tene. Poszłam się jeszcze przebrać i odłożyć kunę, nie będę robiła z niej potrawki, tylko dam do zjedzenia mojej psinie, niech się nażre czegoś innego niż karma faszerowana jakąś chemią, może nawet spróbuję zrobić coś lepszego, niż samo mięso? Po odłożeniu denatki do wanienki, umyłam kolejny raz ręce i zaczęłam robić popcorn, kiedy był gotowy dałam miskę z nim do rąk Scarlett, dziewczyna chwyciła go do rąk i zjadła sobie kilka sztuk. Zabrałam zawiniątko z legowiska Tenebris i stanęłam przed dziewczyną, która zamarła w połowie konsumpcji popcornu. Powoli go odwinęłam i naszym oczom ukazał się mały, czarno biały kociak.
-Słyszałam że masz kota...-zaczęłam- więc... chciałabyś się nim zaopiekować?-pierwszy raz wyczułam w moim głosie niepewność... to było wprost dziwne. Scarlett też zdumiała się na ten tom głosu ale od razu zwróciła uwagę na kociaka.
-Ależ oczywiście!-zapiszczała a ja uśmiechnęłam się, miło było widzieć uśmiech na jej twarzy... Zabrała maluszka delikatnie z moich rąk i zostawiła mi moją bluzę, rzuciłam ją do łazienki, trafiła idealnie na pralkę. Uśmiechnęłam się nonszalancko, jakby to była dla mnie norma. Wzięłam laptop na kolana i włączyłam "Harry'ego Potter'a i Insygnia Śmierci", widziałam szeroki uśmiech na twarzy siedzącej koło mnie dziewczyny, poprawiłam błękitny warkocz, tak by był na moich plecach.
-No więc... masz jakieś pytania?-zapytałam i przyjrzałam się jak Scarlett z czułością głaszczę kociaka.
-No więc... Czy każdy jeździ tutaj konno? Ten Luke... to kto to jest, kumpel czy coś więcej?-zarumieniłam się lekko, na wspomnienie feralnego spotkania z chłopakiem i tych jego błękitnych oczu i blond włosów... Szybko się opamiętałam, przecież mam chłopaka! I kocham go...- ta dyrektorka, jest miła? Co ile jeździcie na zawody? Są tu jakieś fajne tereny i czy można tu jeździć samemu? Są niebezpieczne miejsca? -przez moją twarz przebiegł cień smutku, bardzo dobrze pamiętałam chwalebną glebę, która niemal zakończyła się złamaniemnogi. -Rick jest wolny???-zaśmiałam się i nacisnęłam spację, sięgnęłam po kubek z kawą i wypiłma kilka łyków, rozkoszując się słodkim posmakiem.-jak nazwiemy tego malucha?-powiedziała bardziej do siebie niż do mnie..
-Wolę kawę z karmelem...-uśmiechnęłam się lekko.- no więc tak, nie wszyscy jeżdżą tutaj konno, ale wiele osób dopiero zaczyna jazdę. Luke to kumpel, dobry kumpel, widziałaś jego reakcję na moją jazdę na Mes. Pani Peek jest dosyć oschła ale da się przeżyć, różnie, czasem sami organizujemy a czasem wyjeżdżamy na parę tygodni. Jest tu wiele ciekawych terenów i jeżeli chcesz można jeździć samemu. Co do niebezpiecznych miejsc... -zawahałam się lekko- jest uskok i w jeziorze jest kilka głębszych miejsc, gdzie może zaklinować się noga lub kopyto... I tak, Rick jest wolny i chyba przypadłaś mu do gustu. Łapa!-powiedziałam do Tene, która chciała wskoczyć na łóżko, 'ustaliłam' z nią że jak będzie chciała wskoczyć, musi wykonać jakąś komendę i tym razem właśnie była "łapa". Czarna jak sadza psina wskoczyła i ułożyła się koło mnie, zagłębiłam się w oglądanie filmu, nastała cisza którą przerywało tylko moje sączenie kawy i dialogi. Po chwili Tenebris zeskoczyła z łóżka i poszła do łazienki, gdzie była wanienka z kuną, więc spodziewałam się że zaraz zacznie się zabawa z denatką... Po paru sekundach słychać było charakterystyczne chlupanie i warczenie, Scarlett spięła się lekko a ja tylko się zaśmiałam.
-Spokojnie, to tylko Tene. Wytrzepuje sobie kunę.-powiedziałam i wróciłam do oglądania, zastanawiało mnie co będę robić po lekcjach, Dia ma luz... dawno nie jeździłam na North, ostatnio zajmuje się nią Jas, więc pewnie wezmę Mes w teren, tylko potrzebuję kogoś kto pojedzie ze mną, na myśl nasunął się Jason, potem Luke z Rush'em a na końcu Scarlett. Uznałam że pojadę z zielonowłosą, bo jest tu dopiero pierwszy dzień. Film dobiegał powoli końca, dziewczyna trzymała się, ale ziewała co jakiś czas. Gdy pojawiły się napisy końcowe, wyłączyłam film wraz z laptopem.
-Jak chcesz, idź się umyć pierwsza.-zaproponowałam, Scarlett wstała i zaczęła grzebać w walizce, zapewne szukała piżamy, którą po chwili wyjęła i podążyła do łazienki, przekroczyła zniesmaczona wanienkę z kuną, a ja tylko uśmiechnęłam się pod nosem. Zamknęła za sobą drzwi, po chwili można było usłyszeć jak leje wodę. Zaczęłam rozkładać sobie rzeczy do spania, na legowisku Tene, często z nią spałam a tak wielkie miejsce do spania mojego psa, pomieści i mnie, często traktowałam je jako łóżko, kiedy było za gorąco albo gdy Tene przechodziła "trudny okres", więc rzuciłam tam jakąś kołdrę wygrzebaną z szafy oraz poduchy, blisko miałam gniazdko więc mogłam też sprawdzić kilka rzeczy na laptopie... Po paru minutach, Scarllet zakręciła wodę i wyszła z łazienki, w piżamie. Usiadła na łóżku i tym razem ja poszłam się umyć, gdy już się umyłam, założyłam rękawiczki i umyłam też kunę, która była cała od krwi i po części wypatroszona przez mojego psa, w którym obudził się instynkt łowiecki albo inne bzdety. Siedziałam w łazience łącznie jakieś 30 minut, dochodziła 12. Czułam jak drętwieją mi kolana, więc wstałam powoli i zabrałam nóż leżący na umywalce, odkręciłam zimną wodę i zaczęłam powoli obmywać go z krwi, woda barwiła się na czerwono i po chwili znikała by zmienić się w brąz a potem w czystą, zwykłą wodę. Odłożyłam go z powrotem na umywalkę i wyszłam z łazienki, gasząc za sobą światło, nastała ciemność. Czyżby Scarlett już spała? Po omacku dotarłam do mojego "łóżka" i położyłam się na plecach, przykrywając się kołdrą, nie miałam zbytnio nic do roboty na laptopie, ewentualne oglądanie 'Anioła Śmierci' ale to na kiedy indziej. Przekręciłam głowę w stronę śpiącej Tenbris, chrapała cicho. Wreszcie zdecydowałam się zasnąć, co nie było takie proste, ale po parunastu minutach zmorzył mnie sen.
-Viktoria Embress oraz Gwiazda na parkur!- słyszę odległy głos spikera, ustawiam się przed linią startu i czekam na dzwonek startowy, rozlega się po paru sekundach. Dociskam łydki i Gwiazda rusza galopem zebranym na przeszkodę. Wybija się idealnie i ląduje lekko po drugiej stronie, pędzimy dalej, rów z wodą. Wyczuwam lekkie wahanie w jej kroku ale dociskam łydkę i jej chód wraca do normy, strzyże uszami i zarzuca głową. Wybija się za wcześnie ale nie zrzuca poprzeczki, chłodna woda opryskuje nas obie. Z uśmiechem galopujemy do stacjonaty, Gwiazda przyspiesza kroku, pochylam się w siodle gotowa by oddać jej wodze, gubi krok, ale skacze, ląduje niezdarnie po drugiej stronie, znów skracam wodze i kieruję ją na mur, dociskam łydki, czuje jak Gwiazda przyspiesza. 4 fule, 3 fule, 2... skoczymy i wracamy z rozetą 1... rozeta albo nic! Podczas wybicia ujrzałam błysk światła, raził w oczy. Gwiazda zgubiła całkowicie krok, w desperackiej próbie skoku, wpada na mur, przeleciałam przez szyję... Obudziłam się zlana potem, co się stało?! Pogłaskałam Tene, czarna psina podniosła głowę i wywiesiła język, mimowolnie parsknęłam śmiechem. Spojrzałam na telefon, była 5.23, lekcje miałyśmy od 7 ale jeszcze trzeba iść ogarnąć konie.
-Obudzisz ją?-zapytałam Tenebris która z radością zaczęła skakać po dziewczynie i lizać ją po twarzy, otworzyła oczy i patrzyła przez chwilę z przerażeniem na Tene, gdyż uznała że warczenie też będzie pomysłem na pobudkę. Zacisnęłam pięść i spojrzałam na owczarka, zrozumiała gest i zeskoczyła z łóżka, Scarlett usiadła i opuściła nogi na ziemię, jej rozczochrane, zielone włosy wyglądały jak splątane wodorosty, w blasku porannego słońca.
-Idź się ubierz. Trzeba ogarnąć konie.-powiedziałam i podeszłam do szafy, wyjmując beżowe bryczesy i krótką biało-czarną bluzkę z nadrukiem "48". Była trochę przycięta, ale wyglądała bardzo ładnie do bryczesów. Kiedy Scarlett siedziała w łazience, ja ubrałam się i zaparzyłam nam kawę, dodając do mojej karmelu, zielonowłosa znów dostała kawę bez karmelu, ale na talerzyku zostawiłam jej trochę, jakby jednak zachciała. Wyjęłam z lodówki masło i ser żółty, na stole znalazły się też pomidory i sałata, szynka też zawitała ale to chyba z przyzwyczajenia, rozczesywałam też włosy, w oczekiwaniu aż Scarlett wyjdzie z łazienki, co nastąpiło już po chwili.
-Zacznij sama, ja zaraz przyjdę.-uśmiechnęłam się chłodnawo i weszłam do łazienki. Odszukałam wzrokiem moją szczoteczkę do zębów, chwyciłam ją do ręki i nałożyłam pastę, po paru minutach wypłukałam szczotkę i twarz, otworzyłam drzwi i podeszłam do stolika, odsunęłam krzesło i zaczęłam robić sobie kanapkę. Zjadłam ją ze smakiem i zabrałam brudny talerz, włożyłam go do zlewu, Scarlett gdy zjadła zrobiła to samo. Wypiłyśmy kawę w milczeniu, otworzyłam drzwi mojego pokoju i wyszłam, za mną pobiegła Tenebris, zielonowłosa pogłaskała kociaka, dała mu jeść i dopiero wtedy wyszła. Zmierzałam w stronę stajni, gdzie widać było łeb moich klaczy oraz Mes, stojącą samotnie na wybiegu. Tenebris witała się ze stajennymi i całą resztą stajennej gromadki, ja tymczasem zabrałam skrzynkę ze szczotkami i otworzyłam boks North, wyjęłam z kieszeni marchewkę, przełamałam ją na pół i jedną część dałam karej klaczy która schrupała ją z radością.
-No, dawno Cię nie czyściłam.-powiedziałam i pocałowałam ją, w jej kare i mięciutkie chrapy, w odpowiedzi parsknęła radośnie i wtuliła łeb w moje ramiona. Zabrałam zgrzebło i stanowczymi ruchami przeczesywałam jej karą sierść, która powoli zaczynała lśnić. Gdy obie strony były zrobione, zabrałam się za kopyta, gdy tylko podniosłam pierwsze, prychnęła gniewnie ale dała sobie je wyczyścić. Przeszłam do tyłu i poklepałam ją lekko, chwyciłam za pęcinę i podniosłam, dała je grzecznie nawet nie skuliła uszu. Dwa pozostałe kopyta były czyste więc mogłam na spokojnie zacząć rozczesywać jej grzywę i ogon, nie były bardzo splątane ale i tak zajęło mi to trochę czasu. Gdy wreszcie North lśniła czystością, mogłam zająć się Dią, gdy otworzyłam drzwi boksu, poczułam rozczarowanie bo w jej boksie był Jason i właśnie rozczesywał jej ogon.
-oh.. nie spodziewałam się tego..-wyszeptałam do siebie, w tej samej chwili Jas podniósł głowę i uśmiechnął się do mnie ciepło.
-Spokojnie, zrobiłem jej tylko grzywę i ogon. Ten diabełek nie da się dotknąć! -zaśmiał się i podwinął rękaw, na którym widoczne były ślady ugryzienia.
-To Dia?!-zapytałam z niedowierzaniem-ojejku! Przepraszam!-powiedziałam i spojrzałam na jego ramię, ślady zębów były czerwone, wyszedł krwiak ale chyba nic gorszego mu nie zrobiła.
-Tak.-znów się zaśmiał, popatrzyłam na Dię, która podniosła dumnie łeb, jakby była zadowolona że jego to boli. Uśmiechnęłam się pod nosem, to się dobrałyśmy.- Cóż, została mi jeszcze tamta stajnia, jakbyś mnie szukała to wiesz gdzie jestem.-uśmiechnął się, szczerząc białe zęby i wyszedł z boksu, na bluzce były jego inicjały i logo Akademii. Byłam dumna że jestem uczennicą tak prestiżowej szkoły. Zabrałam szczotki diablicy i zaczęłam ją czyścić, dwa razy skoczyła na mnie z zębami co skończyło się ochrzanem, gdy zabrałam się za kopyta, złośliwie przydeptała mi stopę, zaciskałam zęby aby nie krzyknąć na nią, schyliłam się i chwyciłam pewnie jej pęcinę, podnosząc jej kopyto, stawiała się ale wreszcie odpuściła, zmieniłam położenie stopy i dokończyłam rozpoczęte czyszczenie. Gdy skończyłam robotę, była 6.43, więc za 17 minut mamy lekcję, 2 minuty do przerwy. Zamykając za sobą boks, dałam jeszcze Amidii marchewkę, porzucała nią po boksie i zjadła.
-Dłużej się nie dało?-usłyszałam Scarlett, trzymającą w dłoniach moją torbę.
-Dało. -odparłam krótko i wyrwałam jej to co moje z ręki, zarzuciłam czarny "plecak" na ramię i podążyłam w stronę budynku szkoły.
-No nie spinaj się tak.-powiedziała z uśmiechem tamta, przemilczałam i otworzyłam drzwi budynku szkoły, zaprowadziłam Scarlett pod naszą klasę a sama ruszyłam w stronę toalety, musiałam przebrać spodnie, bo bryczesy uwaliłam od siana i śliny moich podopiecznych. Znalazłam wolną toaletę i szybko do niej weszłam, zamknęłam drzwi i przebrałam beżowe bryczesy na jeansy 3/4, było ciepło więc mogłam sobie na nie pozwolić. Włożyłam tamte spodnie do torby i otworzyłam drzwi toalety, ruszyłam stanowczym krokiem z powrotem do klasy. Cała klasa stała w szeregu a nauczyciel nas przeliczał, był przy jakimś z chłopaków, nie widziałam jego twarzy, szybko ustawiłam się przed Scarlett, która zacisnęła zęby ale przemilczała.
-Możecie wchodzić.-powiedział pan z polskiego.-Możecie siadać, Scarlett, usiądź z Viktorią.-rzekł suchym tonem nauczyciel.
-Wyciągnijcie tylko coś do pisania.-znów usłyszałam jego głos, wyjęłam pióro.-piszemy wypracowanie na temat ostatnio czytanej lektury, "Harry Potter". Tematem jest główna postać. Aaron, rozdaj kartki.-zwrócił się do chłopaka, który wstał z ławki i podszedł do biurka, zabierając kartki A4. Gdy otrzymałyśmy przestrzeń do pisania, popatrzyłyśmy się na siebie i zaczęłyśmy pisać, ja wybrałam opis postaci.
Viktoria Embress
Harry Potter to tytułowy bohater książki J.K Rowling. Chłopiec był sierotą od najmłodszych lat, ponieważ jego rodziców zabił zły czarownik Voldemort. Przez 11 lat Harry'ego wychowywali ciocia Petunia i wuj Vernon. Chłopiec żył w niewiedzy na temat swojego pochodzenia. Krewni traktowali go jak piąte koło u wozu. Na każdym kroku dawali mu odczuć że jest niepotrzebny, tępy i że wolą Dudley'a, ich syna.
Harry był dość niski i szczupły jak na swój wiek ponieważ nosił za duże ubrania po kuzynie Dudley'u. Potter miał czarne, długie kędzierzawe włosy i dziwną bliznę w kształcie błyskawicy na czole. Gdy miał 11 urodziny, dowiedział się od Hagrida, że jego rodzice byli czarodziejami, a on sam miał pójść do szkoły Magii i Czarodziejstwa, Hogwartu. W szkole był znany jako Chłopiec, Który Przeżył, czuł się z tym niezręcznie i źle. Był onieśmielony i zagubiony. Bał się, że sobie nie poradzi i znów trafi do rodziny mugoli.
Młody czarodziej był mądry i inteligentny, spostrzegawczy i dociekliwy. Potrafił rozwiązać różne trudne, tajemnicze zagadki. Jako dowód tych cech: odkrył co jest na trzecim piętrze, odnalazł kamień filozoficzny i dowiedział się kim jest Nicolas Flamel. Logicznie myślał nawet w trudnych sytuacjach, lecz często działał spontanicznie. Był pomysłowym i zdolnym i sprytnym młodym czarodziejem, który choć dopiero niedawno usłyszał o istnieniu magii.
Harry Potter jest niezwykłym chłopcem, o bardzo ciekawej osobliwości i dobrym sercu. Wzbudza sympatię ,a nawet podziw i szacunek u czytelników. Jest ciekawym bohaterem literackim, ale nie jest on moim ulubieńcem.
Wstałam i po cichu zaniosłam wypracowanie nauczycielowi, skinął głową i kazał mi wracać do ławki. Skinęłam głową i usiadłam na powrót w ławce, oparłam się plecami i zatopiłam w myślach, ciekawe jak mi poszło. Na kolejnej lekcji miały być wyniki, miał przynieść je do klasy matematycznej, tyle że mieliśmy wychowawczą, na której miał być jakiś pokaz. Zadzwonił dzwonek, klasa niechętnie odkładała wypracowania na biurko, wyszłam jako pierwsza i podążyłam do klasy wychowawczej, rzuciłam plecakiem i usiadłam koło niego, wygrzebałam słuchawki i telefon, póki nikt nie patrzył, włożyłam turkusowe słuchawki do uszu, zlewały się trochę z włosami, więc się nie bałam że ktoś mnie przyłapie, zaczęłam przeglądać Internet, w poszukiwaniu jakiś zawodów, na które mogłabym pojechać, nie znalazłam nic ale za to usłyszałam dzwonek, schowałam telefon do torby i wstałam, nasz nauczyciel - historyk, był też naszym wychowawcą. Bardzo go lubiłam, bo często organizował nam jakieś ciekawe wypady. Ustawiliśmy się przy naszych ławkach i czekaliśmy na to "dzień dobry" od nauczyciela.
-Dzień dobry.-powiedział i zaczął grzebać w notatkach.-nie siadajcie, wychodzimy na ujeżdżalnie. Viktoria, chodź na słowo.-zwrócił się do mnie a ja zamarłam, dwie osoby popchnęły mnie do przodu, więc chcąc nie chcąc, musiałam porozmawiać.
-Tak, panie profesorze?-powiedziałam niepewnie, a on tylko się uśmiechnął.
-Widziałem jak radzisz sobie na Mestano, chcę żebyś pokazała klasie swoją jazdę.-zamarłam, musiałam przetrawić to, co powiedział.-Jesteś tam?-zaśmiał się a ja potrząsnęłam głową.
- Postaram się coś zdziałać, ale nie wiem jak.. ona zareaguje.-dodałam po chwili milczenia, profesor pokiwał z namysłem głową i zmarszczył siwe brwi, wyszłam za nim z klasy, szybko podbiegłam do toalety aby przebrać spodnie. Mestano stała już na wybiegu przygotowana, koło niej stał Jason i trzymał schodki.
-Zaczynaj.-szepnął, a ja pogłaskałam zdenerwowaną klacz po chrapach.
-Słuchajcie...-zaczęłam- Mestano jest dziką klaczą, może się spłoszyć. Więc nie obiecuję że wyjdzie.-powiedziałam i podciągnęłam się na grzywie klaczy, drgnęła lekko ale stała w miejscu, lekko docisnęłam łydkę i ruszyłam stępem wokół wybiegu, Mes wzdrygała się przy uczniach. Ścisnęłam ją desperacko kolanami, czując że zaraz coś odpierniczy. Gardło ścisnęło mi się ze strachu, gdy strzeliła z zadu, chwyciłam się w panice grzywy klaczy, strach Mestano potęgował mój stres i przerażenie, bałam się że zaraz polecę nad szyją młodej i pocałuje piasek w jakże majestatycznym stylu. Mestano strzeliła na cztery i ruszyła do przodu, skręcając gwałtownie w prawo. Przechyliłam się niebezpiecznie, zwisając na szyi klaczy.
- Zwolnij! - wydarłam się na klacz. Wciąż galopowała, ale zaczęła zwalniać. Gdy zatrzymała się, postawiłam drżące nogi na ziemi i oparłam się głową o szyję klaczy. Klasa się rozeszła, odetchnęłam z ulgą i podeszłam do Scarlett, która opanowywała śmiech. Przewróciłam oczami i poprawiłam uwiąz klaczy.
- To gdzie chcesz jechać? -zapytała a ja ruszyłam galopem w stronę jeziora, popędziła za mną po krótkim wahaniu, wreszcie dogoniła mnie. Mestano strzeliła radośnie barana a ja znów popędziłam klacz, tym razem do galopu terenowego. Dojechałyśmy do jeziora, zsiadłam z niej i uwiąz, który był na szyi klaczy. Stała spokojnie.
- Pławimy? -zapytałam dziewczyny, która spojrzała niepewnie w stronę wody, przypomniała mi się ostatnia podróż z mamą, siedziałyśmy właśnie nad jeziorem i patrzyłyśmy jak słońce rzuca ciepłe kolory na wodę. Aż złapała mnie nostalgia....
>Broso? c: Viczuu spadnie do wody? :P <
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.