Szykowałam się od dobrych paru godzin, to jest ten dzień, dzień w którym uwolnię się od uciążliwej matki. Jak zwykle stresowałam się przed podróżą, w obawie, że czegoś zapomnę. Wszystko sprawdzałam po kilka razy żebym nie musiała sie wracać z lotniska lub z upragnionej Virginii. W pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że nie pamiętam gdzie mam klatkę dla Siriusa... biegałam po całym domu jak oszalała, ale jej nie znalazłam, więc muszę sobie poradzić bez niej. Po kilku godzinach pakowania moje walizki wreszcie znalazły się na dole i po chwili siedziałam w samochodzie mojego najlepszego kumpla, Oliviera.
-Oli mógłbyś mnie odprowadzić?-zapytałam uśmiechając się do chłopaka
-No pewnie Carry-chłopak szybko odwzajemnił uśmiech patrząc na mnie smutnym wzrokiem-musisz wyjeżdżać?-spojrzał na mnie błagalnie, a mi zrobiło się ogromnie przykro, bo wiedziałam, że chłopak nie ma wielu przyjaciół, od zawsze był typowym kujonem i takim "forever alone"
-Olivier, wiesz że nie mam innego wyjścia-uśmiechnęłam się smutno w jego stronę-wiesz przecież, że nie chodzi tylko o liceum... Chodzi mi też o matkę i możliwość jazdy w towarzystwie o podobnych zainteresowaniach, wiesz że gdyby było wszystko w porządku to bym została tu -odchrząknęłam i zapytałam- To jak? Idziemy?
-Dobra, chodźmy-cicho westchnął i podążył za mną w stronę ciągnącego się w nieskończoność labiryntu z barierek.
***
Po godzinie oczekiwania znalazłam się w samolocie, jeszcze tylko 7 godzin i będę w U.S.A.-powiedziałam do siebie jak to miałam w zwyczaju... Minęła godzina, dwie, trzy i po chwili popadłam w objęcia Morfeusza...
***
Obudził mnie głos stewardessy mówiący, że za chwilę lądujemy i trzeba zapiąć pasy, zastosowałam się do jej polecenia i po chwili wysiadałam z samolotu z zatkanymi uszami, mimo że przez cały lot w uszach miałam stopery ale to nic nie pomogło. Odebrałam walizki oraz kota, i razem z Siriusem poszliśmy odebrać Blacka , którego wyprowadzili z samolotu i oczekiwali na nas, wzięłam przestraszonego i zdezorientowanego ogiera za wodze i po chwili stania w miejscu przed lotniskiem zauważyłam szczupłą dziewczynę z mocno niebieskimi włosami, spojrzałam w jej kierunku i usłyszałam jej dość chłodny głos
-Viktoria jestem. To ciebie miałam odebrać?-zmierzyłam ją wzrokiem i po chili zauważyłam, że ma psa, na dodatek dosyć dużego, usłyszałam ciche syczenie mojego kota, więc podrapałam go niezauważalnie za uchem i usłyszałam ciche mruczenie, więc przestałam.
-Tak-odpowiedziałam chłodno i znów zmierzyłam ją wzrokiem, po chwili jednak stwierdziłam, że jeśli będę aż tak wredna, już dla pierwszej osoby skończy się tak jak ostatnio-to jedziemy?-spytałam już cieplejszym tonem
-Cia..-powiedziała wzruszając ramionami, wprowadziłam cicho rżącego Blacka do przyczepy i wsiadłam pospiesznie do samochodu. Wzięłam Siriusa na kolana trzymając go mocno, po chwili usłyszałam głośne warczenie psa Viktorii; bo z tego co się dowiedziałam właśnie tak ma na imię.
-Cisza!-usłyszałam krzyk dziewczyny i warczenie ucichło, zainteresowała mnie ta suczka, wyglądała identycznie jak szczeniak z jej starych zdjęć.
-Ciekawy pies. Masz konia?-zapytałam, chodź byłam prawie pewna, że odpowiedź będzie twierdząca
-Mam dwa-usłyszałam krótką odpowiedź była krótka i taka jakiej się spodziewałam. Po chwili usłyszałam ciche siorbanie. Miałam tyle pytań, ale nie wiedziałam od czego zacząć... po chwili jednak zadałam to które ciążyło mi na sercu już od kilku dni
-Wiesz... chciałabym się zapytać ile jest tam osób... są wyrozumiałe, czy bardziej to takie szuje?-słyszałam jedyne nasze miarowe oddechy, mój jak i jej zaczął przyśpieszać i po chwili otrzymałam odpowiedź
-Większość osób jest spoko...Jest Luke,-dziewczyna zarumieniła się- Rush, Triss, Aaron, Silvester, Nicole, Cassandra, Catrice, Rick, Rosalie oraz Emily-powiedziała na jednym wdechu- No i teraz jesteś jeszcze ty -uśmiechnęła się nieco cieplej- Jakby cię to ciekawiło to ja jestem z Rushem, Silvester zarywa do Rosalie, Rick do Cassandry... a dalej to wole nie wiedzieć -zaśmiałyśmy się- Wiesz... nie, że coś ale jaką masz orientację seksualną? Tak z czystej ciekawości pytam-spojrzała na mnie dociekliwie, a ja zarumieniłam się lekko...
Jestem bi... tak zapytam jest tam jakaś dziewczyna która... no wiesz, też lubi dziewczyny?-spojrzałam na nią a na moją twarz wkradał się coraz to większy rumieniec
Nie, z tego co wiem to nie... och spójrz, już jesteśmy. WITAJ W DRESSAGE ACADEMY! -krzyknęła i zaśmiała się głośno- To jak idziemy?-spojrzałam na nią zestresowana i odpowiedziałam
-Tak-powiedziałam stanowczo, ale jednocześnie delikatnie, wysiadłam z samochodu wcześniej zapinając Siriusa na czarną smycz w białe kokardki -Idziesz?- zapytałam do dziewczyny która o dziwo siedziała na miejscu zamyślona
Och, tak tak już wysiadam-wysiadła pospiesznie zostawiając psa i otworzyła przyczepę z której wyciągnęłam wystraszonego Blacka.
-Spokojnie, spokojnie...-szeptałam do ogiera głaszcząc go za uchem, usłyszałam ciche rżenie, a Black trącił mnie lekko bokiem, a ja się cicho zaśmiałam. Dziewczyna znowu dostała zwiechy- Hej Viki? Jesteś tam? Żyjesz?-pomachałam jej ręką przed twarzą a dziewczyna wystraszona odskoczyła- Mam rozumieć, że żyjesz-zaśmiałam się-
Tak, tak jakoś się zamyśliłam-spojrzała do mnie lekko nieprzytomnym wzrokiem- Chodź, zaprowadzę cię do stajni, Tene!-zacmokała i poklepała się po udzie a suczka wyleciała z samochodu jak strzała...-Idziemy w tamtym kierunku-dziewczyna wskazała ręką w stronę wielkiego terenu... po chwili szliśmy już w tamtym kierunku, ja trzymając Blacka za wodze, a na którego grzbiecie z kolei leżał Sirius, oraz dziewczyna która prowadziła na smyczy czarną suczkę owczarka niemieckiego...
>Viki? c:<
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.