Odwróciłam się za siebie i spojrzałam na niego niepewnie. Iratze przeszedł do miarowego stępa...
- Nie rozumiem twojego pytania- oznajmiłam, nakazując ogierowi skręcić w
boczną dróżkę, holsztyn posłusznie wykonał moje polecenie
Rick wzruszył ramionami, a Soul zrównał się z moim gniadoszem
- Chciałbym wiedzieć na czym stoję i tyle- odparł rozglądając się
dookoła. Tutejsze krajobrazy chyba robiły na nim niemałe wrażenie.
- Nadal ci nie ufam, jeśli to masz na myśli- odparłam szorstko i
odchrząknęłam- Po prostu nie lubię sama jeździć po lasach, czasami bywa
tutaj nieprzyjemnie- oznajmiłam zgodnie z prawdą i wzruszyłam ramionami
Nie raz zdarzało mi się natrafić na wilka, albo dzika. Iratze jest dość
narowisty i płochliwy, dlatego w razie upadku wolałam mieć przy sobie
kogoś, kto mógłby zawiadomić pomoc. Przezorny zawsze ubezpieczony-
pomyślałam.
- Słyszałeś?- szepnęłam zaniepokojona, gdy udało mi się usłyszeć czyjąś
rozmowę... Może to ktoś z Akademii również wybrał się w mały teren? W
końcu pogoda dziś dopisywała
Rick uciszył mnie jednym gestem i zsiadł z konia, zmarszczyłam brwi. O
co mu chodziło? Czułam się dość niepewnie będąc w lesie z kimś, kogo
znałam zaledwie jeden dzień... żałowałam, że nie wzięłam ze sobą Tande,
lub chociażby Sky. Iratze to prawdziwy tchórz... raczej nie nadawał się
na konia obronnego.
- Rick, czy tobie już kompletnie...- nie dokończyłam, ponieważ poczułam, że ktoś łapie mnie za kostkę i z impetem ciągnie w dół
Wystarczyło zaledwie kilka sekund, abym zderzyła się z leśną ściółką,
spadanie z Ir nie należało do najprzyjemniejszych doznań... mój koń był
cholernie wysoki. Jęknęłam, gdy mój policzek zaczepił o jakąś suchą
gałąź i wstrzymałam powietrze. Zrobiło mi się ciemno przed oczami w
momencie, gdy zauważyłam pierwsze, szkarłatne krople krwi spływające po
mojej dłoni. Modliłam się w duchu obym niczego sobie nie złamała... w
końcu niedługo zbliżały się zawody
- Odwal się od niej- chłodny ton głosu Ricka sprawił, że "wróciłam na ziemię"
Dopiero, gdy spojrzałam w górę zauważyłam, że ktoś pochyla się tuż nade
mną i chamsko się uśmiecha. Wciągnęłam gwałtownie powietrze i
krzyknęłam, chcąc mu się wyrwać... niestety ciemnowłosy nieznajomy
okazał się dużo silniejszy. To on musiał mnie zrzucić z konia...
ogarnęło mnie przerażenie... zaczęłam się szarpać.. W końcu pod wpływem
emocji wykorzystałam jeden z wielu chwytów, których uczono mnie na
kursach i zaślepiona adrenaliną przerzuciłam przeciwnika przez swoje
ramię, ignorując palący ból policzka. Zanim dobiegł do mnie Rick,
zauważyłam, że napastników było troje- w tym jedna dziewczyna, która
chyba właśnie próbowała ukraść mojego konia...
>Rick? Trzeba ich sprać xD Nikt nie będzie tykał Ir :P <
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.