Strony

poniedziałek, 23 stycznia 2017

od Cass cd. Mike

 Gdy tylko odwróciłam wzrok i zauważyłam nowo poznanego chłopaka, lekko drgnęłam z niepokoju. Na ogół nikomu nie było dane podglądać naszych małych treningów, odetchnęłam głęboko, dziękując w duchu Iratze za jego posłuszeństwo. Tym razem na szczęście nie zrobił niczego głupiego- pokręciłam głową w zamyśleniu
- Mam nadzieję, że nie zdołałem cię przestraszyć- mruknął pogodnie i zeskoczył z ogrodzenia
Pokręciłam przecząco głową, podczas gdy ogier ochoczo trącał pyskiem moje ramię. Wyciągnęłam z kieszeni bluzy niedużą marchew, którą gniadosz natychmiast zjadł ze smakiem, uśmiechnęłam się
- To... tym razem może ja cię trochę powypytuję?- zaproponował, na co skinęłam głową
- W takim razie... Może przejdziemy do stajni? Tam jest cieplej, a jestem pewna że nie masz w planach całego tygodnia spędzić w łóżku z powodu gorączki- odparłam rezolutnie i pokierowałam się w stronę łąki przeznaczonej dla Iratze.
Ciemnowłosy podążył za mną, a gdy tylko hanower znalazł się na padoku- pokierowaliśmy się w stronę stajni. Miałam jeszcze w planach uporządkowanie sprzętu... czekał mnie długi dzień.
***
- Hmm... czy nie będzie Ci przeszkadzało jeśli podczas rozmowy będę zbierać rzeczy mojego konia?- zachichotałam, a mój towarzysz wzruszył ramionami
- Mogę ci pomóc, oczywiście jeśli chcesz- zaproponował, ale stanowczo pokręciłam głową
- Ty pytaj, ja sprzątam...- ledwo zdążyłam wypowiedzieć te kilka słów i zaczepiłam nogą o tak bardzo mi znajomą błękitną lonżę.
Brakowało dosłownie sekundy, aby moja zdziwiona w tamtym momencie twarz zderzyła się z betonem. Powstrzymał mnie silny uścisk dłoni, która spoczęła na moim ramieniu, chroniąc mnie tym samym od upadku,odetchnęłam z ulgą.
- Chyba faktycznie przydałoby się tutaj nieco posprzątać- zaśmiał się, chcąc zapewne, aby moje zażenowanie poszło w niepamięć... miło z jego strony.
Schyliłam się i podniosłam przeklęty kawałek błękitnego "sznura", zmrużyłam oczy i warknęłam pod nosem
- Rush...
- Kto?- Mike uniósł brwi w pytającym geście i usiadł na beli siana
- Mój brat, ja go kiedyś zamorduję- mruknęłam i oparłam się o boks jednego ze szkółkowych koni...
- Wszystko dobrze?
- Tak, tak. Po prostu nie jestem miłośniczką takich dzikich wrażeń- zaśmiałam się wesoło i poprawiłam włosy, które niesfornie wymykały się z warkocza
- A więc pytaj- powiedziałam zachęcająco i wzięłam się za polerowanie ogłowia, które lata świetności chyba już dawno miało za sobą
- A więc, skąd jesteś?- padło pierwsze pytanie, więc uśmiechnęłam się pod nosem
- Sydney, Australia. Naprawdę piękne miejsce, powinieneś kiedyś tam pojechać- westchnęłam rozmarzona- Urocze słońce, przyroda...
- I pająki giganty?- przerwał moją wypowiedź na co lekko się skrzywiłam
- Bez przesady... największe były te, wielkości dłoni- wywróciłam oczami, na co odpowiedział cichym śmiechem
- Tak naprawdę miałam w planach zwiedzić trochę świata, a skoro napatoczyła mi się tak malownicza akademia, to nie dane mi było odmówić. Od zawsze lubiłam konie- zapewniłam, siadając obok niego
- Ten twój gniadosz to hanower, prawda?- spytał, więc zgodnie z prawdą skinęłam głową
- Dokładnie, one mają dość specyficzny ruch. To takie irytujące stworzonko, naprawdę potrafi narobić wstydu- dodałam na głos
Odłożyłam wypolerowane ogłowie i zajęłam się składaniem czapraków, część z nich wymagała prania. Iratze wyznawał jedną zasadę: "brudny znaczy, szczęśliwy" Jęknęłam w duchu i skupiłam się na przekładaniu kolorowego materiału.
- Wiesz... chciałam zaproponować mały przejazd po okolicy... Może się gdzieś wybierzemy, oczywiście, gdy poczujesz się lepiej- zaproponowałam i powróciłam do wcześniejszego zajęcia
Dawno nie byłam z gniadoszem na leśnej przejażdżce, czemu by nie wykorzystać takiej okazji? W końcu mogłabym też pokazać chłopakowi okolice stadniny.
- Tylko ostrzegam, moje tereny nie są tak emocjonalne i dzikie jak te z Vicki- dodałam i pokręciłam głową w rozbawieniu, kątem oka zauważyłam, że zaczęło się ściemnieć
>Mike?<

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.