To bolało. Ale poruszyły mnie jej słowa. Ona chce mi pomóc...? Postanowiłam przemyśleć trochę sprawę. Zaczęłam bawić się z Amorem biegając z nim na uwiązie. Zauważyłam, że rozluźnił się i postawił uszy. Ucieszyło mnie to bardzo.
Po około godzinie zabawy, gdy chciałam odstawić konia do boksu poczułam, jak uwiąz napiął się do granic możliwości a ja puściłam go jedną ręką. Jęknęłam, gdy ból przeszył niedawno zmaltretowny przez Viktorię nadgarstek, ale nie puściłam.
- Stój! -zawołałam i przyciągnęłam łeb konia do siebie.
Wciąż rozglądał się oszalałym wzrokiem, a ja szukałam źródła spłoszenia, którym okazała sie być mała siateczka foliowa.
- Głuptasie...-westchnęłam i, mówiąc do konia cały czas, powoli podchodziłam do niej.
Po chwili Amor nieufnie obwąchiwał przedmiot, a ja z satysfakcją go wychwalałam.
Niedługo potem wchodziłam do jego boksu, ale on oczywiście musiał wepchnąć się przede mną. Odpięlam uwiąz i zdjęłam kantar. Wtedy poczułam, że już wiem.
Musiałam przeprosić Viktorię.
Szłam w kierunku boksu North, wiedziałam, że ją tam znajdę. Nie myliłam się. Weszłam do środka, wzięlam głęboki oddech. Spojrzała na mnie ponuro.
- Słuchaj, Vika... - zaczęłam. - Przepraszam za te wszystkie słowa, uderzenie... poniosło mnie i... po prostu...- plątałam się.- po prostu nie chcę się już kłócić, okej? Zrozum, nie chciałam źle. Potrzebuję czasu, aby popracować z Amorem, a ten cały przyjazd do Accademy mnie stresował i to tylko pogarszało sprawę... emocje się kumulują... przyjmiesz przeprosiny?- odwróciłam wzrok, bo w moich oczach pojawiły się łzy.
~~Vicz? :c
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.