Tori całą noc uprawiała rodeo i dziko przemieszczała się po łóżku podczas snu. Raz omal nie spadła, ale na szczęście złapałem ją w dobrym momencie. Wiedziałem, że śnił jej się koszmar, dlatego co jakiś czas siadałem obok i pierdzieliłem jakieś głupoty o kluskach, zupie i jednorożcach. Po prostu wywnioskowałem, że gadanie od rzeczy będzie lepsze niż naruszanie jej przestrzeni osobistej... jak już wspominałem swoją twarz ceniłem sobie cholernie mocno.
-T-to t-tylko s-sen...
Podniosłem się jak oparzony, omal nie strącając jakiegoś głupiego wazonu z drewnianej komody, i po jaką cholerę on tam stał?
-Tori wszystko ok? - powiedziałem ciszej, ponieważ nie miałem pewności, że się obudziła... może gadała przez sen?
Gdy niekontrolowany szloch wydobył się z jej ust nie miałem wątpliwości, że nie spała
- Hej, Tori to był głupi sen, wszystko jest okay...- zacząłem
- Faktycznie... wszystko jest okay... no może z wyjątkiem twoich włosów- mówiła ocierając łzy, wywróciłem oczami
- Serio?- spytałem od niechcenia, na co skinęła głową
- Mógłbyś w końcu zrobić z nimi porządek- zaśmiała się przez łzy i natychmiastowo poderwała z łóżka...
Posłałem jej pytające spojrzenie.
- Muszę zobaczyć North, śniłam dziś o niej...- wyjaśniła, więc skinąłem głową
- Jeśli chcesz zostanę z psami i zmienię Tenebris opatrunki- zaproponowałem, więc pokiwała głową z uśmiechem i wdzięcznością
***
Tene jest wyjątkowo pociesznym pieskiem, nie miałem pojęcia jakim bezuczuciowym idiotą trzeba było być aby skrzywdzić tak bezbronne stworzenie. Gdy gładziłem Sky po pyszczku, coś wyrwało mnie z zamyślenia... nawet nie coś tylko ktoś.
Usłyszałem głośny krzyk przerażenia... bardzo znajomy...Tori!
> Tori?<
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.