Omal nie zasnąłem z telefonem przy twarzy w oczekiwaniu na odpowiedź od znajomego.
"mówiłem ci, że jak umrzesz, to biore prawo do twojej dziecinki"
- Jeszcze żyje, ledwo. - burknąłem, czytając drugą, twierdzącą odpowiedź.
Leżałem zawinięty w kołdrę i mrużyłem oczy, irytując się na słońce, złośliwie przebijające się przez okna. Pewnie jest zimno jak cholera.
Kolejne dwa piknięcia zmusiły mnie do spojrzenia na telefon. Wyświetliłem w powiadomieniu informacje, że mój znajomy będzie za pół godziny.
Niechętnie skierowałem się do łazienki, celem szybkiego prysznica i podstawowej higieny; w lustrze mignął mi obraz nędzy i rozpaczy. Czyli właściwie nic nowego.
Letni prysznic nieco mnie obudził i przywrócił do stanu używalności, więc tym razem z nieco większą energią zgarnąłem czyste ubrania i założyłem je na siebie, starając się wciąż wyglądać schludnie i równocześnie nie zamarznąć na śmierć. Wyjątkowo zamiast trampków wziąłem glany, licząc na to, że będzie mi nieco cieplej. W kurtce znalazłem kluczyki od Impali, zapalniczkę i zgniecioną paczkę papierosów. Na dziś powinno wystarczyć, choć pewnie będę musiał kupić kolejne.
Wyszedłem na dwór, gdzie czekał na mnie już Tony w swoim Lexusie. Poczciwe, japońskie autko, ale obawiam się, że możemy skończyć w słupie. Chyba że chłopak umie jeździć w taką pogodę.
Otrzepałem buty nim wsiadłem do samochodu i dopiero, gdy trzasnąłem za sobą drzwiami, przywitałem się z chłopakiem.
- To co, passenger princess, jakaś pizza? - Wyjechaliśmy na drogę prowadzącą do miasta, kiwnąłem głową twierdząco, próbując rozpracować jak działa ogrzewanie w jego samochodzie.
- Co to jest kurwa za technologia?? - mruknąłem, poddając się i opierając o fotel. Chłopak zaśmiał się pod nosem i kliknął coś, co sprawiło że prosto w moją twarz uderzyło gorące powietrze. Odetchnąłem z ulgą i przystawiłem dłonie do wentylatorków, powoli czując, jak do palców wraca mi krążenie. Boże, jak dobrze. Zaparkował samochód przed jakimś lokalem i gestem ręki zasugerował, że powinienem wysiąść. Zmęczony, i prawdopodobnie wciąż lekko pijany, wysiadłem z auta, łapiąc równowagę o dach samochodu. - Mogliby chociaż to solą sypnąć, bo któryś z nas się zabije.
Wszedłem za chłopakiem do pizzerii i rozejrzałem się po wnętrzu - pstrokate, świąteczne dekoracje, plastikowe renifery w oknach i każdy z personelu w mikołajowej czapce lub elfich uszach. Najszczersze kondolencje.
Sam zapewne nie będę wyglądał lepiej w najbliższym czasie, chyba, że szef uwidzi sobie wolne. Wątpliwe, ale może i on przemówi ludzkim głosem w ten "magiczny, świąteczny czas".
- Pepperoni? - zapytał, przyglądając się menu.
- Z podwójnym serem i weź mi do tego cole. Z lodem.- Przerwałem, szukając portfela po kieszeniach. No tak, jest w dziecince. - Przeleje Ci zaraz.
Przewrócił na mnie oczami, ale nie skomentował, tylko ulotnił się w kierunku kasy i chyba zamówił nam posiłek.
Wrócił do stolika z plastikowym numerkiem - 69. Jak na dorosłych ludzi przystało, spojrzeliśmy na niego z rozbawieniem. Obydwoje byliśmy ewidentnie zmęczeni po ostatniej pijackiej przygodzie, zwłaszcza, że niezbyt pamiętałem, jak wróciłem do domu.
Tony miał rozczochrane włosy, podkrążone oczy i ogólnie wyglądał jak wrak człowieka. Brakowało mu tylko skrzywionego papierosa za uchem i energetyka w ręce, żeby dopełnić ten jakże beznadziejny obrazek.
Ja zapewne wyglądałem jak żebrak z ulicy, który wybłagał go o pierwszy ciepły posiłek od kilku dni.
- No, to jakieś plany na święta? - zagaiłem, ale początek konwersacji przerwała nam kelnerka, przynosząc dwa duże placki i po chwili również napoje. Nie czekając na odpowiedź od mojego towarzysza, oderwałem kawałek i wgryzłem się w niego ze smakiem, by poczuć jak gorący, ciągnący się ser parzy mi język. - Hahpiehdohe - spróbowałem jakoś złagodzić ból, nie gryząc więcej niż to potrzebne, ale z marnym skutkiem. Henderson z trudem powstrzymywał śmiech, widząc moje nieudolne próby przełknięcia pierwszego kęsa upragnionej pizzy. Gdy mi się to udało, natychmiast przyssałem się do szklanki z colą i odetchnąłem z ulgą. Piekielny ból cholernego sera ustąpił.
- Nawet nie próbuj, oni ją chyba prosto z piekła wyciągnęli. - Ostrzegłem go, na co on spokojnie podmuchał na swój kawałek i jak gdyby nigdy nic, ugryzł go i przełknął, zapijając swoim piciem. - Ty jesteś jakiś nienormalny. - Uniosłem brwi, widząc, że nawet się nie skrzywił. My na pewno jemy pizzę o tej samej temperaturze?
- No, pytałeś się mnie o plany na święta, co nie? - upewnił się, że dobrze zapamiętał zaczęty przeze mnie temat. Kiwnąłem głową, dmuchając agresywnie na swój kawałek pizzy. Tym razem będziesz jadalna.
- No tak, bo w sumie za chwile święta i nie wiem, czy będę miał szanse rzucić w ciebie śnieżką, czy będę musiał czekać do przyszłego roku.
Tony?
Leżałem zawinięty w kołdrę i mrużyłem oczy, irytując się na słońce, złośliwie przebijające się przez okna. Pewnie jest zimno jak cholera.
Kolejne dwa piknięcia zmusiły mnie do spojrzenia na telefon. Wyświetliłem w powiadomieniu informacje, że mój znajomy będzie za pół godziny.
Niechętnie skierowałem się do łazienki, celem szybkiego prysznica i podstawowej higieny; w lustrze mignął mi obraz nędzy i rozpaczy. Czyli właściwie nic nowego.
Letni prysznic nieco mnie obudził i przywrócił do stanu używalności, więc tym razem z nieco większą energią zgarnąłem czyste ubrania i założyłem je na siebie, starając się wciąż wyglądać schludnie i równocześnie nie zamarznąć na śmierć. Wyjątkowo zamiast trampków wziąłem glany, licząc na to, że będzie mi nieco cieplej. W kurtce znalazłem kluczyki od Impali, zapalniczkę i zgniecioną paczkę papierosów. Na dziś powinno wystarczyć, choć pewnie będę musiał kupić kolejne.
Wyszedłem na dwór, gdzie czekał na mnie już Tony w swoim Lexusie. Poczciwe, japońskie autko, ale obawiam się, że możemy skończyć w słupie. Chyba że chłopak umie jeździć w taką pogodę.
Otrzepałem buty nim wsiadłem do samochodu i dopiero, gdy trzasnąłem za sobą drzwiami, przywitałem się z chłopakiem.
- To co, passenger princess, jakaś pizza? - Wyjechaliśmy na drogę prowadzącą do miasta, kiwnąłem głową twierdząco, próbując rozpracować jak działa ogrzewanie w jego samochodzie.
- Co to jest kurwa za technologia?? - mruknąłem, poddając się i opierając o fotel. Chłopak zaśmiał się pod nosem i kliknął coś, co sprawiło że prosto w moją twarz uderzyło gorące powietrze. Odetchnąłem z ulgą i przystawiłem dłonie do wentylatorków, powoli czując, jak do palców wraca mi krążenie. Boże, jak dobrze. Zaparkował samochód przed jakimś lokalem i gestem ręki zasugerował, że powinienem wysiąść. Zmęczony, i prawdopodobnie wciąż lekko pijany, wysiadłem z auta, łapiąc równowagę o dach samochodu. - Mogliby chociaż to solą sypnąć, bo któryś z nas się zabije.
Wszedłem za chłopakiem do pizzerii i rozejrzałem się po wnętrzu - pstrokate, świąteczne dekoracje, plastikowe renifery w oknach i każdy z personelu w mikołajowej czapce lub elfich uszach. Najszczersze kondolencje.
Sam zapewne nie będę wyglądał lepiej w najbliższym czasie, chyba, że szef uwidzi sobie wolne. Wątpliwe, ale może i on przemówi ludzkim głosem w ten "magiczny, świąteczny czas".
- Pepperoni? - zapytał, przyglądając się menu.
- Z podwójnym serem i weź mi do tego cole. Z lodem.- Przerwałem, szukając portfela po kieszeniach. No tak, jest w dziecince. - Przeleje Ci zaraz.
Przewrócił na mnie oczami, ale nie skomentował, tylko ulotnił się w kierunku kasy i chyba zamówił nam posiłek.
Wrócił do stolika z plastikowym numerkiem - 69. Jak na dorosłych ludzi przystało, spojrzeliśmy na niego z rozbawieniem. Obydwoje byliśmy ewidentnie zmęczeni po ostatniej pijackiej przygodzie, zwłaszcza, że niezbyt pamiętałem, jak wróciłem do domu.
Tony miał rozczochrane włosy, podkrążone oczy i ogólnie wyglądał jak wrak człowieka. Brakowało mu tylko skrzywionego papierosa za uchem i energetyka w ręce, żeby dopełnić ten jakże beznadziejny obrazek.
Ja zapewne wyglądałem jak żebrak z ulicy, który wybłagał go o pierwszy ciepły posiłek od kilku dni.
- No, to jakieś plany na święta? - zagaiłem, ale początek konwersacji przerwała nam kelnerka, przynosząc dwa duże placki i po chwili również napoje. Nie czekając na odpowiedź od mojego towarzysza, oderwałem kawałek i wgryzłem się w niego ze smakiem, by poczuć jak gorący, ciągnący się ser parzy mi język. - Hahpiehdohe - spróbowałem jakoś złagodzić ból, nie gryząc więcej niż to potrzebne, ale z marnym skutkiem. Henderson z trudem powstrzymywał śmiech, widząc moje nieudolne próby przełknięcia pierwszego kęsa upragnionej pizzy. Gdy mi się to udało, natychmiast przyssałem się do szklanki z colą i odetchnąłem z ulgą. Piekielny ból cholernego sera ustąpił.
- Nawet nie próbuj, oni ją chyba prosto z piekła wyciągnęli. - Ostrzegłem go, na co on spokojnie podmuchał na swój kawałek i jak gdyby nigdy nic, ugryzł go i przełknął, zapijając swoim piciem. - Ty jesteś jakiś nienormalny. - Uniosłem brwi, widząc, że nawet się nie skrzywił. My na pewno jemy pizzę o tej samej temperaturze?
- No, pytałeś się mnie o plany na święta, co nie? - upewnił się, że dobrze zapamiętał zaczęty przeze mnie temat. Kiwnąłem głową, dmuchając agresywnie na swój kawałek pizzy. Tym razem będziesz jadalna.
- No tak, bo w sumie za chwile święta i nie wiem, czy będę miał szanse rzucić w ciebie śnieżką, czy będę musiał czekać do przyszłego roku.
Tony?