Strony

wtorek, 8 października 2024

od Arthura cd. Maddie

Kolejny wieczór w barze, w trakcie którego po raz kolejny złapałem się na wypatrywaniu wzrokiem wojowniczki.
Dziś dziewczyna była pomalowana jeszcze mocniej, niż zwykle. Na jej twarzy pojawiły się także kolejne plastry. W głowie pojawił mi się żart "powinieneś zobaczyć tego drugiego"; byłem prawie pewien, że użyłaby go, gdybym zapytał.
Moja koleżanka obsłużyła dziewczynę, ja w międzyczasie bawiłem się w przygotowywanie sezonowych drinków i robienie mocktaili dla kilku nowych twarzy. Kątem oka zauważyłem, że dziewczyna ponownie ma pełną szklankę, wraz z kostkami lodu. Nikt nie siedział obok niej. Stałe towarzystwo mierzyło ją wzrokiem, jakby oceniając, czy jest warta zachodu i ewentualnej bójki. Nowi bardziej oceniali jej figurę i zapewne tak jak ja, zastanawiali się skąd na jej twarzy znajdują się plastry. 
- Jak ręka? - wykorzystałem moment luzu, by zagadać do dziewczyny. Podniosła na mnie wzrok, badając moją osobę. Dziś jej spojrzenie nie było tak ostre i rozgonione, była spokojniejsza. Poinformowała mnie, dodając pytanie czy po jej wyjściu pojawiły się jakieś problemy. Wróciłem pamięcią do felernego wieczoru, nie kojarząc kolejnych krzywych akcji. Zaprzeczyłem więc.
Dźwięk mojego imienia ponownie zwrócił moją uwagę na dziewczynę od walk. 
- Mają cię na oku dwie dziewczyny. Nawet zakładały się, która pierwsza cię poderwie. - Uśmiechnęła się z lekkim zażenowaniem. Nie odwróciłem głowy  w ich stronę; wiedziałem, o których mówi. 
Czując wewnętrzną satysfakcje, odparłem wojowniczce, że mam doświadczenie z takimi paniami. Zaśmiała się. Kontynuując rozmowę między nami, stwierdziłem, że kobiety nie mogą się oprzeć.
- Prawda. Czasem robią takie głupie rzeczy, a potem płaczą. - Ewidentnie była zażenowana płcią piękną. Rozmowa między nami toczyła się jeszcze przez chwilę; w trakcie polerowania szklanek spoglądałem kątem oka na dwie dziewczyny, chichoczące do siebie. Strzelam, że za chwilę zamówią kolejne drinki. 
Lubiłem swoją pracę, nie mogę powiedzieć że nie, ale czasami takie rozświergotane i napalone dziewczyny były aż nazbyt nachalne i zdarzało się, że mnie irytowały. Dzisiaj cieszyło mnie, że mogę poświęcić im uwagę, ale nie miałem ochoty na żadne "wycieczki" po pracy. Chciałem iść spać.
Dowiedziałem się, że zakład wynosił dwadzieścia dolców. Zasugerowała mi skorzystanie z ich zakładu, po czym szybko zmieniła temat na prośbę o dolanie alkoholu do szklanki. Bez wahania wlałem jej nieco więcej, niż przysługiwało klientom. "Jutro mam zajęcia w nowej szkole czy czymś tam", zmarszczyłem brwi, słuchając uważnie tego, co mówi. 
- W tej całej jeździeckiej? - zagaiłem, chcąc rozeznać grunt. Kiwnęła głową, wspominając coś o tym, że nie interesuje się jeździectwem. Na moją twarz wstąpił delikatny uśmiech, prawie odpowiedziałem dziewczynie, że ja boje się tych wielkich, przerośniętych krów. Skinąłem na nią, odpowiadając, że pomieszkuje praktycznie na terenie akademii. Z jej ust padło "w takim razie do zobaczenia", odstawiła szklankę i wstała, obracając się na pięcie i wychodząc z baru, zostawiając za sobą jedynie podmuch nocnego powietrza.
Przetarłem czoło i wróciłem do rozlewania drinków, ziewając co jakiś czas.

Dziewczyna ewidentnie nie była zadowolona z tak wczesnej pobudki, podobnie jak ja. Na ramię miała zarzuconą sportową torbę i zmierzała niechętnie w kierunku głównego budynku akademii.
- Ej, wojowniczko! - Krzyknąłem w jej stronę, chowając kluczyki do kieszeni; warsztat może chwilkę dłużej poczekać. - Cóż za entuzjazm. - zażartowałem, na co na jej twarzy pojawił się cień uśmiechu. Od momentu bójki, która mnie ominęła, czułem się jakoś zobowiązany, by chociaż trochę z nią pogadać. Była zajebiście intrygującą osobą i gdzieś w środku czułem, że chciałbym dowiedzieć się troszkę więcej, niż mi opowiedziała. 
Głupia gadka, ale byłem jej ciekawy. Coś w jej aparycji, w tych plastrach i niesamowitej ilości tapety sprawiało, że albo chciało się od niej uciec, albo zostać i rozmawiać. Jakimś cudem, trafiłem na tą drugą opcję, i tak oto byłem - na środku dziedzińca, żartujący z jej entuzjazmu. 
- Też byś taki był, gdybyś musiał iść na te pieprzone zajęcia. - Burknęła, ewidentnie niewyspana. Wyszła z baru przecież dość wcześnie?
- Na szczęście mnie to omija. - Odparłem, wyciągając z kieszeni kluczyki i obracając je wokół palca. - Miałem właśnie jechać na warsztat. - Dodałem, akcentując "miałem", chcąc delikatnie zasugerować, że wcale nie muszę. Mogę równie dobrze pojechać na jakieś dobre jedzenie, bo byłem cholernie głodny.

Maddie? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.