Strony

wtorek, 11 czerwca 2019

Od Alana cd. Seana

Po skończonym lepieniu bałwana oboje usiedliśmy na kocu. Byłem zadowolony z tego nawet niemałego śnieżnego pana, w końcu był to mój pierwszy bałwan w życiu. Po chwili Sean wyciągnął z kieszeni bluzy telefon i podał mi go.
- Nie lubię siedzieć w ciszy — wzruszył ramionami — Możesz coś puścić, tylko błagam, z rozsądkiem.
Potarł kciukiem jego policzek.
- Od tych iskierek w oczach się w końcu podpalisz. - uśmiechnąłem się lekko.
- Po prostu coś włącz. - zaśmiał się.
- Niech ci będzie Montgomery. - wywróciłem oczami, jednocześnie spoglądając na jego telefon. Okropnie nudna blokada. Po prostu czarny ekran tak samo, jak cały jego telefon. Przeniosłem wzrok na chłopaka, leżał z zamkniętymi oczami, z rękami pod głową. Ponownie wywróciłem oczami. Otworzyłem aparat w jego telefonie i zmieniłem obraz na przednią kamerkę. Szybko położyłem się obok chłopaka, dałem mu buziaka w policzek i tym samym zrobiłem zdjęcie. Po skończonej "sesji” wróciłem do poprzedniej pozycji jak gdyby nigdy nic, ignorując zdziwione spojrzenie Seana.
- Co to miało być? - starał się brzmieć poważnie, widać było jednak, że tak drobna rzecz go ucieszyła. Nie odpowiedziałem jednak wymieniłem zdjęcie z jego blokady.
- Drobna poprawka. - uśmiechnąłem się chytrze, pokazując mu swoje dzieło. - Lepsze, nie uważasz?- Szatyn zaśmiał się głośno i pokiwał głową.
- Tak, cudowne. -
Włączyłem internet w jego telefonie i wpisałem jedną z moich ulubionych piosenek w YouTubie. Puściłem piosenkę, po czym położyłem się obok chłopaka. Powoli zaczęła wygrywać melodia, a Sean zmierzył mnie zdziwionym spojrzeniem.
- Co to? - spytał.
- Psujesz piękno tej piosenki. - uciszyłem go szybko.
- Oj przes- przyłożyłem mu palec do ust, zwinnie go uciszając.
- I don't wanna be your friend, I wanna kiss your lips. - zaśpiewałem razem z refrenem. - I wanna kiss you until I lose my breath... - podniosłem się do pozycji siedzącej.
- Oj nie kuś... - zaśmiał się Sean.
- Oh hannah, Tell me something nice, Like flowers and blue skies. - śpiewałem, dalej ignorując chłopaka.
- Nie ignoruj mnie Winters. - powiedział chyba trochę zirytowany już Sean. Boże, jak ja kocham grać mu na nerwach.
- Oj nie kuś... - powtórzyłem jego wcześniejsze słowa z ogromną satysfakcją. Chłopak podniósł się i przyciągnął mnie do siebie.
- Oh panie Montgomery, jaki pan wulgarny. - westchnąłem, niczym zła uczennica. Uwielbiam się z nim tak bawić. Sean wywrócił oczami, po czym złożył pocałunek na moich ustach, chociaż pocałunek to może mało powiedziane. On wręcz gryzł moje wargi, a nasze języki walczyły ze sobą. Nie ukrywam jednak, że było to cholernie przyjemne.
Nagle przerwałem nasz pocałunek, odrobinę odsuwając się od chłopaka. Spojrzał na mnie zdziwiony i lekko wystraszony.
- Coś się stało? - zapytał.
- Mój ulubiony moment... - odparłem ze spokojem, wysłuchując jednocześnie dokładnej sekundy, by móc zaśpiewać z głosem tej cudownej dziewczyny.
- I don't wanna be your friend, I wanna be your bitch. - zaśpiewałem z uśmiechem, a Sean zaczął się ze mnie śmiać.
- Jesteś niemożliwy. - uśmiechnął się do mnie i przybliżył swoją twarz do mojej, zapewne z zamiarem powrotu do tego cudownego tańca języków.
- A, a. Nie. - zasłoniłem jego twarz swoją dłonią na moment.
- Jak to "Nie"? - oburzył się.
- Tak to — uciąłem krótko, po czym wstałem. Otrzepałem się cały z niewidzialnego kurzu, po czym poszedłem do "swojego" tymczasowego rumaka. Pogłaskałem ogiera po pysku, po czym odwiązałem od słupa i wsiadłem na niego. Odwróciłem się w stronę chłopaka, który ciągle siedział na kocu, patrząc na mnie ze zdziwioną miną.
- Ruszysz się czy mam cię ruszyć? - westchnąłem. Wywrócił oczami, po czym wstał, otrzepał koc i położył go na Entertainera. Bez słowa dosiadł swojego ogiera i zmierzył mnie zmieszanym spojrzeniem.
- W końcu. - wywróciłem oczami, lekko się uśmiechając.
- Czy ja coś...? - zaczął.
- W sumie to nie. - uśmiechnąłem się. Chłopak zaśmiał się cicho.
- Jednak ciągle cię nie rozumiem. - westchnął z lekkim uśmiechem. - Jesteś totalnie niemożliwy.
Zawtórowałem mu śmiechem, poprawiłem włosy i ruszyłem Alladyna do kłusa.
***
Po powrocie do stajni i odstawieniu koni do ich boksów okazało się, że jest grubo po dwudziestej drugiej. Sam zaczynałem robić się śpiący, zgadywałem, że to samo mógł czuć Sean. Szatyn szybko odprowadził mnie do mojego pokoju, rzuciłem mu krótkie dobranoc i buziaka w policzek, po czym zniknąłem w swoim mieszkaniu. Dość szybko ogarnąłem się w łazience, przygotowałem rzeczy na następny dzień, po czym przebrałem się w piżamę. Udało mi się zasnąć jeszcze przed północą.
***
Obudziłem się cholernie wcześnie. Jak na mnie? Za cholerę wcześnie. Piąta trzydzieści to zdecydowanie nie moja godzina. Nie potrafiłem jednak z powrotem odlecieć w objęcia morfeusza. Niechętnie wstałem z ciepłego łóżka, chociaż ku mojemu zdziwieniu na zewnątrz kołdry było dość ciepło. Sprawdziłem szybko pogodę, miało dziś być około dwudziestu stopni. Bardzo dużo. Odświeżyłem się w łazience, po czym zacząłem powoli ubierać. W końcu mam dużo czasu.
Postanowiłem, że założę ukochaną różową bluzę z kapturem, do tego czarne spodnie z dziurami, praktycznie po całości z przodu podziurawione a na dodatek bransoletkę z paroma przywieszkami na lewą rękę. A jak szaleć to szaleć, najwyżej banda Connora mnie zabije. Co do nich to mają szczęście, że dość szybko zaczął mi się goić siniak po ich ostatniej wizycie. Po chwili namyśleń zjadłem płatki na mleku, wypiłem kawę i byłem gotowy do szkoły. Niestety była dopiero szósta trzydzieści, miałem więc jeszcze bardzo dużo czasu. Postanowiłem, że odwiedzę Seana, najwyżej go obudzę. Wyszedłem ze swojego pokoju razem z plecakiem, w razie czego nie będę musiał się wracać. Szybko znalazłem się przed mieszkaniem szatyna, zapukałem krótko i czekałem na jakąkolwiek odpowiedź. Po dłuższej chwili usłyszałem kroki i chłopak w końcu otworzył mi drzwi. Nie słyszałem szczekania, więc Comanche musiała jeszcze spać. Uśmiechnął się lekko na mój widok, co ja szybko odwzajemniłem. Wpuścił mnie do środka, dając mi szybkiego buziaka w policzek, a ja dopiero teraz zauważyłem że jest w samym ręczniku.
- O kurwa... - powiedziałem lekko zdziwiony takim widokiem. Sean wywrócił oczami.
- Też miło cię widzieć. - zaśmiał się.
- Oj ciebie to bardzo miło. - zawtórowałem mu. Szatyn znowu wywrócił oczami, po czym skierował się w stronę łazienki.
- Nie potrzebujesz może towarzystwa? - zagadnąłem, mając nadzieję na twierdzącą odpowiedź. Mogłem sobie pozwolić, od kiedy jest moim chłopakiem.
- Nie Alan. Mamy szkołę za około godzinę. - zaprzeczył stanowczo. Wydałem z siebie dźwięk naburmuszonego dziecka, mając cichą nadzieję, że zmieni szybko zdanie.
- Alan, nie. - pokręcił głową, a w jego oczach widzialne były iskierki satysfakcji. Odłożyłem plecak na podłogę i podszedłem bliżej do chłopaka.
- Nie mów do mnie jak do psa. - udałem smutną minę. Wywrócił oczami. Znowu.
- Po prostu nie. - odparł. Wydałem z siebie kolejne dźwięki niezadowolenia, a Sean? Uśmiechnął się. Sprawiała mu satysfakcję zabawa ze mną. Zaczynał mnie irytować i to bardzo. Przyparłem szatyna do ściany i zacząłem całować.
- Alan zostaw... - szepnął cicho, kiedy tylko zdążył wyrwać usta.
- Nie baw się moimi potrzebami Montgomery. - szepnąłem, jednocześnie całując płatek jego ucha. Powoli przeszedłem niżej i zacząłem robić mu niewinną malinkę na szyi. Kiedy Sean zaczął się orientować, co wyrabiam na jego szyi, lekko odepchnął mnie od siebie. Ku mojej satysfakcji, zaczął powstawać czerwony ślad. Chłopak patrzył na mnie lekko zirytowany, ja jedynie zagryzłem wargę i wyczekiwałem jego reakcji.
- Nie musiałeś. - westchnął lekko wkurzony.
- Nie baw się moimi potrzebami Montgomery. - powtórzyłem jedynie. Wywrócił oczami i polecił mi poczekać w salonie, kiedy on będzie się kąpał.
Co za dupek. Mógł tak cudownie spędzić ten poranek, a on tak po prostu mi odmówił... Egoista.

Sean?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.