Strony

sobota, 18 maja 2019

Od Ricka cd. Beauregarda

 - No śmiało, ja nie gryzę - wtrąciłem łagodnie.
 - Wiem, wiem - odparł pospiesznie. - Tylko... - zamilkł.
 - Tylko co? Matko, siedzimy tu może dziesięć minut i muszę ci przyznać, że przysługuje ci nagroda za najbardziej nieumiejętnego, jeśli chodzi o nawiązywanie jakichkolwiek kontaktów międzyludzkich, człowieka, jakiego poznałem - zażartowałem, w odpowiedzi Bear spuścił wzrok. Uniosłem lekko brwi w oczekiwaniu na jakąkolwiek inicjatywę. W końcu udało mu się z siebie wyrzucić szybkie:
 - J-jestem z Finlandii.
Pokiwałem głową z udawanym uznaniem.
 - No dobra, teraz już wszystko o tobie wiem. Chyba nawiązaliśmy połączenie na poziomie telepatycznym, bo niemal słyszę, jak wewnętrznie krzyczysz o pomoc - zażartowałem ponownie i uśmiechnąłem się lekko.
 - Przepraszam...? - odezwał się niepewnie i wykrzywił usta w coś jakby uśmiech, końcowo wyszedł jednak grymas. Pokręciłem głową i zaśmiałem się lekko.
 - Dobra, Misiek...
 - Nie mów tak na mnie - wymamrotał nagle. Spojrzałem na niego zmieszany, czy w końcu miał trochę odwagi by mi się postawić?
 - Co?
 - Mógłbyś... mógłbyś tak na mnie nie mówić...? - zapytał, wbijając wzrok w kubek. Zaśmiałem się w duchu. Już wiedziałem że nie raz będę go tak nazywać.
 - Dlaczego? - zapytałem.
 - Po prostu - wymamrotał.
 - Okej - wzruszyłem ramionami. I tak jeszcze nie raz go tak nazwę. - Tak więc, Bear, jak opowiadasz o sobie, musisz wziąć pod uwagę kilka bardzo ważnych punktów. Po pierwsze - gdzie się urodziłeś, czyli coś, co już uwzględniłeś, brawo. Po drugie - nie wiem, opowiedz o swoim domu, o tym, co lubisz w tym miejscu, skąd jesteś. Spróbuj to jakoś rozwinąć. Chyba tak to się robi. Powiedz, co lubisz robić, co cię denerwuje, jaki jest twój ulubiony kolor, o której wstajesz rano - generalnie rzeczy, które zazwyczaj nikogo za cholerę nie obchodzą, ale mówisz je, żeby inni wiedzieli o tobie więcej i żeby nie było niezręcznej ciszy. Ludzie też lubią przyczepiać się do randomowych słów z twojej ledwo wykaszlanej wypowiedzi i mówić "O, też to lubię" albo "O tak, to jest najgorsze" i w ten magiczny sposób rozwija się rozmowa.
 - Tak, tylko że... - zaczął, a ja wstałem żeby wyjąć lasagne z piekarnika i kiwnął głową, żeby mówił. - Po co to mówić, skoro i tak nikogo to nie obchodzi? To chyba nie... to nie o to powinno chodzić w rozmowie... to znaczy to polega na rozmowie, a nie na przerwaniu ciszy czymkolwiek... poza tym to nie takie proste - wyrzucił z siebie w dość szybkim czasie.
 - Matko jedyna, biegnijcie po kamery, to mówi! - udałem zaskoczenie. - No ale widzisz, chodzi o to, żeby tym samym systemem próbować przerwać każdą ciszę, bo po prostu nie z każdym się dogadasz. A w końcu po prostu będzie osoba, z którą po prostu... - pstryknąłem palcami - kliknie. Prędzej czy później.
 - Ale dość tych psychologicznych gadek, bo zaraz będziesz musiał mi zapłacić - zaśmiałem się. - Wykaż się. Ja nałożę to danie bogów zrobione przez jednego z nich - wyszczerzyłem się. Wspominałem że skromność to moja największa cecha?
 - No więc... - wziął głęboki oddech. - Jestem z Finlandii i... - zrobił przerwę. - mieszkałem w drewnianym domku i było zimno, w Finlandii jest zimno, ale mam swetry, więc... tak. -  Kolejna przerwa. - Lubię herbatę i las, ale nie lubię wyrzucać rzeczy i i jest ich dużo i przez to robi się bałagan, którego nie lubię i... - zaczerpnął powietrza. - I to jest prawdopodobnie najbardziej chaotyczna wypowiedź, jaką słyszałeś - dodał zmieszany.
 - Nie mogę zaprzeczyć - stwierdziłem z uśmiechem. - Ale była to wypowiedź, więc mamy progres. - Zjadłem kawałek lasagne i podsunąłem mu talerzyk dla Beara. - A co cię tu przywiało? Bo nie wyglądasz na miłośnika podróży, nagłych przeprowadzek i całkowitych zmian.
 - Lubię podróże - zaprzeczył szybko. - W góry. Samemu. A tutaj... - Znowu przerwał. - No...  eee... konie. A ciebie? - urwał szybko i sięgnął niepewnie po lasagne.
 - Tak, możesz to zjeść, nie zatrujesz się. Raczej - zaśmiałem się, po czym skosztowałem kolejny kęs swojej porcji.
 - Właściwie też pochodzę z zimnych rejonów. - stwierdziłem. - Może nie tak zimnych jak twoich, Banff jednak do najcieplejszych nie należy. Mieszkałem przez trzy lata w Hiszpanii. Mam uroczą młodszą siostrę - przyszywaną ale jednak. - uśmiechnąłem się na wspomnienie Sophie. - Mam irytująco zawsze ciepłe ciało. - zaśmiałem się, chłopak jakby lekko się uśmiechnął.
 - Chociaż właściwie nie ma we mnie nic ciekawego. - wzruszyłem ramionami, właściwie kończąc już kolację. Wstałem od stołu, nie dając Bearowi ani chwili na odpowiedź. Wrzuciłem swój talerz do zmywarki. Odwróciłem się w stronę chłopaka by sprawdzić stan jego talerza, także skończył dlatego odebrałem jego naczynie i zrobiłem to samo co ze swoim.
 - Będę się zbierać... - oznajmił Bear, po paru minutach ciszy między nami. Pokiwałem lekko głową, po czym odprowadziłem go do wyjścia. Cierpliwie poczekałem aż założy kurtkę i buty, chłopak minął drzwi i stał parę minut przede mną, nie wiedząc zbytnio co zrobić. Sam zbytnio nie wiedziałem.
 - To... - zaczął powoli.
 - To do jutra - uśmiechnąłem się w jego stronę.
 - Do jutra - Bear chyba lekko się zarumienił, odwrócił się do mnie plecami i poszedł przed siebie. Zamknąłem drzwi od pokoju, oddychając głośno z ulgą. Nie taki najgorszy nasz Misiek.
***
Szkoła zaczynała się dopiero o 9.00, miałem jednak sporo czasu i postanowiłem że posiedzę i poczekam w budynku szkolnym. Przyszedłem do szatni o godzinie 8.16, gdzie czekała już na mnie moja paczka. Właściwie to banda idiotów która poszła by za mną w ogień. No może z wyjątkiem Chase'a, ten niestety jest strasznie zadziorny, chociaż nie tak bardzo jak ja.
 - Siemka - wymusiłem uśmiech na widok tego idioty. Podaliśmy sobie ręce w męskim uścisku, po czym tak samo przywitałem się z resztą. Zaczęliśmy bez sensownie gadać o szkole aż w końcu temat naszło na temat dziewczyn z klasy.
 - A ty co Rick za nic się nie bierzesz? - padło nagle pytanie do mnie. Zaśmiałem się głośno.
 - Te tępe dzidy? Weź nie zasługują na mnie... - wzruszyłem ramionami. Nagle do szatni weszła znajoma twarz. Uśmiechnąłem się na widok ciemnobrązowej kurtki Beara. Gdy zobaczył mnie, zdawało mi się że odwzajemni uśmiech, jednak gdy dojrzał resztę "ekipy" schował twarz w kapturze. Wywróciłem oczami powstrzymując się od kąśliwej uwagi. Powinienem może jakoś go ośmielić?
 - Cześć Bear! - machnąłem ręką w jego stronę, uśmiechając się.
 - Cześć... - odpowiedział niepewnie i zniknął przy swojej szafce. Usłyszałem donośny śmiech Chase'a.
 - Co to było? - zaśmiał się.
 - Przywitałem się z przyjacielem nic takiego. - skrzyżowałem ręce na piersi szykując się na uwagę z jego strony.
 - Nie mów mi że zadajesz się z takim słabeuszem? - prychnął śmiechem.
 - Słaby to ty jesteś. - wywróciłem oczami, kątem oka kontrolując jak Bear zamyka szafkę i powoli ucieka z szatni.
 - Nie poznaję cię Richard.
 - Zamknij się jeśli nie chcesz zbierać zębów z podłogi. - warknąłem, zarzucając plecak na ramię. Ostatnio doprowadza mnie do szału.
 - Ej gdzie idziesz? - zawołał gdy ruszyłem za Bearem.
 - Gdzieś gdzie nie ma takich żmij jak ty. - krzyknąłem, nie odwracając się w jego stronę, na odchodne pokazując mu środkowy palec. Szybko dogoniłem blondyna, zarzucając mu się na ramię. Nie wyglądał na wystraszonego ani zaskoczonego moim ruchem, co nawet mnie ucieszyło.
 - Co porabiasz przyjacielu? - uśmiechnąłem się lekko do niego.
 - Mógłbyś...? - zapytał cicho, głową wskazując na moją rękę wiszącą na jego ramieniu. Westchnąłem głośno, stojąc już normalnie, na własnych nogach i bez żadnych oparć.
 - Też miło cię widzieć. - uśmiechnąłem się ponownie. - Jak się spało? -
 - Dobrze... - odpowiedział powoli jakby bojąc się czy odpowiedź mnie nie urazi.
 - Dlaczego nie jesteś z kolegami? - zapytał szybko, chyba po chwili już żałując słów bo zaczął bawić się rękawami swetra. Swoją drogą dość uroczego swetra.
 - To chyba nic złego że wolę twoje towarzystwo od nich. - odparłem szczerze.


Misiek?