Strony

niedziela, 13 stycznia 2019

Od Ricka cd. Mammeloe

Głośny dźwięk budzika wypełnił moją sypialnie. Wyłączyłem go szybkim ruchem, nie wstając jednak szybko z łóżka. Nie chciałem wstawać, właściwie pół nocy nie spałem. Dlaczego nie mogłem umrzeć we śnie? Nie potrafię normalnie funkcjonować wiedząc o tym co zrobiłem, mając tą pieprzoną świadomość że jej już nie ma. Musiałem jednak zmusić się do wstania, wziąłem szybki prysznic po czym ubrałem się w jakieś podarte jeansy i czarną bluzę. Zdążyłem szybko wyprowadzić na spacer Lucpera i Tajfuna, wróciłem do pokoju i w końcu poszedłem do budynku szkolnego. Na zewnątrz było sporo śniegu, na szczęście jednak nie padało. Szybko udało mi się dostać do szkoły i do szatni. Od progu zaczęli witać mnie znajomi koledzy, zaczęli też przygadywać jak to mi współczują. Zbywałem każdego wściekłym spojrzeniem. Nienawidzę tego.
Wszedłem spokojnym krokiem do klasy chemicznej i zająłem swoje stałe miejsce, jednocześnie rzucając ostatnie spojrzenie w stare miejsce Rosalie, które teraz zajęła jakaś brunetka. Wyciągnąłem zeszyt i podręczniki po czym zacząłem coś bazgrać po marginesie, a nauczycielka zaczęła sprawdzać listę. Po jakiś pięciu minutach drzwi otworzyły się, jednak wciąż byłem skupiony jakże pięknym marginesem, ignorując wszystko dookoła.
- Och, przepraszam... W każdym razie usiądź, może tutaj, z Rickiem - dotarł do mnie głos nauczycielki gdy wymówiła moje imię. Uniosłem głowę znad zeszytu i przeniosłem swój wzrok na ową osobę. Okazała się nią niewysoka dziewczyna o blond włosach z przeróżnymi różowymi pasemkami. Posłała mi uśmiech i usiadła obok mnie.
- Dzisiaj będziemy pracować w parach - oznajmiła nauczycielka. Chcąc nie chcąc, westchnąłem głośno. Nie chciało mi się dziś totalnie gadać z ludźmi, jeszcze nie pozbierałem się po odejściu Rossie, ciekawiła mnie jednak ta osóbka siedząca obok mnie.
- Rick Morgan, do usług. - wymusiłem uśmiech, jednocześnie podając rękę dziewczynie. Niepewnie ją uścisnęła, odwzajemniając uśmiech.
- Mammeloe Candèze ale możesz mi mówić Mamme. - przedstawiła się.
- To cię rodzice musieli bardzo kochać, że tak ci dali na imię. - zaśmiałem się, w odpowiedzi dziewczyna lekko się zarumieniła. Po chwili podeszła do nas nauczycielka i dała nam kartę. Były na niej nazwy soli, my mieliśmy za to określić zastosowania. Oczywiście kochana Pani Varks uznała że będzie to na ocenę i zrobimy to bez pomocy podręcznika.
- Umiesz cokolwiek? - odezwałem się do sąsiadki, jednocześnie ilustrując kartkę wzrokiem. Nie było to niby nic trudnego, mimo wszystko rzadko kiedy zdarza mi się słuchać kogokolwiek a tym bardziej Pani Varks. Różowo włosa nie odpowiadała dlatego byłem zmuszony podnieść na nią wzrok i przyłapałem ją na patrzeniu na mnie.
- Na co tak patrzysz? - oparłem głowę o lewą rękę i uśmiechnąłem się lekko w jej stronę. Speszona odwróciła głowę i wbiła wzrok w kartkę.
- Nic takiego. - zbyła mnie.
- Kłamca z ciebie marny. - stwierdziłem z uśmiechem, co dziewczyna odwzajemniła. Podniosła wzrok z powrotem na mnie i zapytała:
- Co masz pod lewym okiem?
- A to. - zaśmiałem się. - Tatuaż, mam ich pełno. Ten to mały krzyż do góry nogami.
- Też masz jakieś? - spytałem.

Mamme? xD 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.