Strony

środa, 30 stycznia 2019

od Billa cd. Maxime

 - Skorzystam z propozycji. Złapanie go nie należy do najtrudniejszej rzeczy. Najprościej byłoby po prostu dać mu jakiegoś smaczka… - Dziewczyna przystała na moją propozycję. No świetnie. Przypomni mi ktoś, po co ja tak właściwie proponowałem pomoc?
 Usłyszałem sugerujące chrząknięcie, więc przeniosłem wzrok na nieznajomą.
 - Masz może jakąś przekąskę dla tego Młodzieńca?
 Smaczki. To było coś, czego nigdy mi nie brakowało. Bez słowa włożyłem ręce do kieszeni i szybko wydobyłem z nich woreczek z jabłkowymi przekąskami. Oby tylko nie zużyła mi wszystkich. 
 - Mam nadzieję, że ten Stwór nie pożre wszystkich - postanowiłem podzielić się moimi obawami z dziewczyną, podając jej moje zapasy. - Siwy też będzie zasługiwał na nagrodę.
 Blondynka bez pośpiechu ruszyła w kierunku swojego konia, który najwyraźniej cieszył się z wolności. Przewróciłem oczami, przeklinając w myślach to, że nie mogłem być na placu sam. Przyszło mi jednak do głowy, że może dziewczyna już kończy trening! Tak, to musi być prawda. Ona sobie pójdzie, a ja będę miał święty spokój.
 Dziewczyna wreszcie schwytała swojego konia, a ja rzuciłem jakimś komentarzem, gdy do mnie podeszła. Nie zrobiła sobie nic z tego, zresztą mi też przyszło to całkowicie naturalnie, i tylko podała mi woreczek z przysmakami. 
 - Cóż, będziesz tu trenować? - zapytałem, patrząc na nią spod delikatnie przymrużonych powiek. 
 Energicznie pokiwała głową. No świetnie. Żegnaj na jakąś godzinę, święty spokoju. Ach, jak ja kocham ludzi. Jeszcze jaka zadowolona z siebie, no cudownie wręcz.
 - Wiesz, możemy razem potrenować, dawać sobie wskazówki…- zaproponowałam. Jeszcze więcej kontaktu z ludzkim gatunkiem, jasne, to moje jedyne marzenie~ pomyślałem ironicznie. - Oczywiście jeśli chcesz! Poza tym jestem Maxime, a ty to…?
 Westchnąłem. Dobra no, jakoś się przemęczę... myślmy pozytywnie, nie? Ta, cały ja. Ale dobra, spróbujemy.
 - Bill, a twój wierzchowiec, jak się nazywa?
 - Peter Pan - odparła, z uśmiechem gładząc swojego narwańca po szyi. Pokiwałem głową bez entuzjazmu, zastanawiając się, po co właściwie mi ta informacja. Ale tak chyba się nawiązuje kontakt z ludźmi, nie? - Chyba możemy wsiadać?
 Pozostawiłem to stwierdzenie bez odpowiedzi, po prostu podchodząc do stołka, przy którym dopiąłem popręg i wsiadłem na Antyka, po czym poprawiłem strzemiona i ruszyłem spokojnym stępem wokół placu. 
 - Fajnie na nim wyglądasz - zauważyła dziewczyna. No nie mogę zaprzeczyć. Skoro jest taka spostrzegawcza, może wydedukuje też, że rozmowa to coś, na co nie mam ochoty. 
 Westchnąłem tylko, po raz kolejny zresztą tego popołudnia, i zmieniłem kierunek. 
 - Masz zamiar coś konkretnego robić na tym treningu? - Kolejne słowa płynące z ust... jak ona... Maxime przerwały cudowną ciszę panującą na placu. Zawzięta duszyczka, nie powiem. 
 - Nie - tym razem i ja się odezwałem. - Tak o pojeździmy. Może trochę poskaczemy. - Wzruszyłem ramionami i spojrzałem na dziewczynę, której wyraz twarzy przekazywał coś w stylu "O, to mówi!". W sumie co jej się dziwić. A właśnie, wypadałoby zadać to kluczowe pytanie. - A ty?
 Maxime również wzruszyła ramionami. 
 - Chyba nic konkretnego. Też może poskaczę, o ile ten diabełek będzie w miarę normalny. Przynajmniej jest ktoś, kto mi będzie drągi podnosił po zrzutkach - zaśmiała się. O, moja droga, twoje niedoczekanie. Zdobyłem się na wymuszony uśmiech, bo przecież ten żart był taki śmieszny. 
 Nie odpowiedziałem i po prostu przeszedłem do dość aktywnego kłusa. Zacząłem robić różne proste ćwiczenia typu zmiany kierunku, wolty czy ósemki, cały czas uważając, żeby nie zajechać drogi Maxime i jednocześnie obserwując ją na tyle, na ile mogłem. Jej koń regularnie płoszył się, czy to dziwnego dźwięku, który akurat wydobył się z brzucha Antyka, czy jakiegoś przelatującego ptaka, czy cholera wie czego jeszcze. W pewnym momencie odwaliło mu dość konkretnie i gdyby nie to, że udało mi się wykonać jakiś dziki manewr na siwku, doszłoby do kolizji. 
 - Wybacz - wydyszała zmęczona walką z narwańcem dziewczyna.
 - Taa, spoko - mruknąłem i zmieniłem kierunek.
 Po jakimś czasie zagalopowałem i najechałem na jakąś przeszkodę, to samo zrobiła Maxime. Z dodatkiem efektów specjalnych.
 Trening minął całkiem szybko, bez większych problemów. Do żadnego wypadku nie doszło, jednak kiedy miałem już zamiar zsiadać z Antyka, usłyszałem głos dziewczyny:
 - A może przejedziemy się jeszcze na spacer?
 Westchnąłem bezgłośnie.
 - A znasz teren? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie, brzmiąc raczej obojętnie. Nic nowego.
 - Nie - uśmiechnęła  się wesoło Maxime - ale możemy poznać go razem! Zawsze raźniej. Poza tym może w towarzystwie Peter będzie spokojniejszy.
 Ponownie westchnąłem. Taa, spokojniejszy, tak jak na treningu. Ale dobra, i tak miałem w planach wyjechać kiedyś za mury, żeby zobaczyć okolicę. Uparta z niej dusza, nie powiem. I nieco irytująca. Nieco.
 - No dobra, jedźmy - rzuciłem od niechcenia i zsiadłem z Antyka, żeby otworzyć bramę placu.
 Zaraz potem ponownie wsiadłem i pokierowałem konia w stronę wyjazdu z Akademii. Byłem właściwie zaciekawiony tym, jakie widoki czekały na nas poza murami. Wolałbym co prawda być sam z koniem, ale może mi się przyda kontakt z moim gatunkiem od czasu do czasu.
 Dojechaliśmy do bramy, która była na szczęście otwarta. Ponowne złażenie z konia absolutnie nie wchodziło w grę. Przejechałem pod elegancką bramą i moim oczom ukazało się ogromne pole. Wcale nie tak daleko widać też było ścianę ciemmego lasu. Widok robił wrażenie, więc rozglądałem się, usiłując zarejestrować jak najwięcej szczegółów.  Nagle doszły do mnie zduszone przekleństwa i nierównomierny tupot kopyt. Odwróciłem głowę i zobaczyłem Maxime zmagającą się z dębującym Peterem.
 - Chcesz jechać dalej?

Maxime?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.