Strony

poniedziałek, 14 stycznia 2019

Od Alana cd. Seana

***
Właściwie wszystko widziałem jak we mgle, głowa pękała mi z nadmiaru alkoholu. Nie mam pojęcia jakim cudem znalazłem się na łóżku, miałem też obandażowaną rękę a porozbijane szkło nagle zniknęło. Przez głowę przebrnęła mi myśl, że mógł to być Sean, jednak skąd miałby klucze do mojego pokoju. Jeśli nawet to miło z jego strony. Właściwie to nie, co ja gadam. Nie chcę go znać.
Udało mi się jakoś wstać, wziąłem leki na kaca który był dość mocny. Przebrałem się w coś czystego i nie pachnącego już zbytnio alkoholem, po czym postanowiłem pójść do kawiarni po kawę. Było coś po szesnastej, nie zdziwiłem się w końcu pół nocy chlałem i rozpaczałem.
Narzuciłem na siebie kurtkę, założyłem buty i wziąłem portfel. Nie trudziłem się z zakładaniem jakiegoś szalika, najwyżej złapie mnie przeziębienie a i tak już mam potwornego kaca. Zamknąłem za sobą drzwi, chyba z trzy razy sprawdzając czy dobrze zamknąłem, po czym skierowałem się do akademickiej kawiarni. Mimo pory roku na zewnątrz było dość ciepło, gdzieniegdzie spod chmur uciekały pojedyncze promienie słońca.
Po paru minutach dotarłem do kawiarni, zamurowało mnie gdy przez ogromną szybę zauważyłem Seana siedzącego z Lynette. Śmiał się, był zadowolony. Pewnie szczęśliwy. Poczułem ogromną wściekłość i żal, miałem ochotę zawrócić do pokoju i znów zapomnieć. Nie dam jednak mu takiej satysfakcji. Wszedłem do kawiarni starając się udawać że nie zauważyłem bruneta, z pożądanym skutkiem. Podszedłem do lady i zamówiłem ulubioną karmelową latte. Na moje szczęście dostałem je dość szybko i mogłem opuścić to miejsce tortur. W drzwiach jednak wpadłem wprost na Seana, udało mi się cudem nie rozlać kawy. Przez chwilę mierzyliśmy się spojrzeniem. Do oczu napłynęły mi łzy, próbowałem też opanować złość by nie przywalić mu z pięści w nos. Zacisnąłem szczękę, po czym wyminąłem chłopaka, trącając go w ramię.
Potrzebowałem chwili oddechu, zrezygnowałem więc z opcji szybkiego powrotu do pokoju. Starałem się nie myśleć o Seanie, na próżno. Nie potrafię. Uzależniłem się od niego, tak samo jak kiedyś od tej jebanej heroiny. Teraz to on był moją heroiną. To co zrobił, bardzo mnie zabolało, czego jednak się spodziewałem skoro nic sobie nie obiecywaliśmy? Nawet nie zorientowałem się kiedy po moich policzkach zaczęły spływać pojedyncze łzy, a kawa którą niedawno kupiłem właśnie się skończyła. Na domiar złego niedaleko mnie zobaczyłem grupkę Connora. Tylko tego mi brakowało do szczęścia.
- Ojejku, pedałek płacze! - brunet jakby nagle zauważył że istnieje, właśnie wtedy gdy prawie go wyminąłem.
- Nie mam ochoty na jakieś twoje głupie zaczepki okey? Uszanuj to. - warknąłem w jego stronę, z zamiarem natychmiastowego odejścia jednak dwójka chłopaków zagrodziła mi drogę.
- Nie ma mowy. Zacząłeś się za bardzo rządzić, więc pokaże ci kto tak naprawdę tu rządzi. - uśmiechnął się podle, po czym przywalił mi w twarz. Wycelował w idealnie w prawą brew, rozcinając ją i powodując nie mały ból. Rzuciłem się na niego, automatycznie wiedząc że nie mam szans mimo chwilowej przewagi. Udało mi się uderzyć go parę razy w szczękę i to tyle, właściwie bo jego banda już ruszyła mu na pomoc. Nie miałem praktycznie szans, ja kontra pięciu chłopaków więc szanse miałem praktycznie zerowe. Cierpliwie przyjmowałem ciosy, czekając aż im się znudzi. Z nosa leciała mi krew, a mięśnie i kości bolały nie miłosiernie.
- Zostawcie go! - usłyszałem jakiś dziewczęcy głos. Banda Connora chyba się wystraszyła, bo popchnęli mnie na ziemię i uciekli, a do mnie podeszła jakaś jasno włosa dziewczyna. Nie przejmowałem się tym że siedziałem na zimnym chodniku, chciałem już tylko by ból ustąpił.
- Bardzo cię pobili? Dasz radę wstać? - przykucnęła obok mnie i zaczęła oglądać rany.
- Trochę boli, trochę krwi też jest ale raczej przeżyje. - wymusiłem uśmiech, by jakoś bardzo nie martwić nieznajomą.
- Dlaczego w ogóle cię tak urządzili? - spytała, jednocześnie szukając czegoś w torbie która miała na ramieniu.
- Jebane homofoby. W sumie nic takiego, to nie pierwszy raz kiedy obrywam. - zaśmiałem się na wspomnienie poprzedniej szkoły. Nieznajoma wyjęła chusteczki i zaczęła wybierać mi krew z brwi.
- Nie potrafię tego zrozumieć. Tyle nietolerancji w tym głupim świecie. - westchnęła. - Tak w ogóle, jestem Inez. - uśmiechnęła się.
- Alan - odwzajemniłem uśmiech. Blondwłosa wydawała się naprawdę miła.
- Nie mam czym tego opatrzeć ale myślę że dasz jakoś sobie radę. Pod okiem robi ci się śliwa. - stwierdziła po czym pomogła mi wstać.
- Tak, bardzo ci dziękuję. Uratowałaś mi życie. - uśmiechnąłem się. Wymieniłem się jeszcze numerami telefonu z dziewczyną, po czym pożegnałem się. Wydawała się naprawdę miła. Wróciłem do pokoju, przyciskając chusteczkę od Inez do nosa bo krew ciekła jak opętana. Odkluczyłem drzwi, rzuciłem w kąt kurtkę i zdjąłem buty. Poszedłem do łazienki by jakoś zmyć krew i obejrzeć rany. Nie wyglądałem najgorzej może nie licząc skóry wokół prawego oka które zaczęło lekko fioletowieć. Do tego naliczyć parę siniaków na brzuchu, no i może zbitego nosa. Przemyłem twarz ciepłą wodą, po czym osuszyłem twarz ręcznikiem. Nagle usłyszałem pukanie do drzwi, nie wiele myśląc poszedłem otworzyć. Gdy tylko otworzyłem drzwi, próbowałem natychmiast je zamknąć jednak coś a raczej ktoś je zablokował. To był Sean przed którym właśnie próbowałem zatrzasnąć drzwi.
- Odsuń się. - powiedziałem cicho, starając się by mój głos bardzo nie drżał. Nasze spojrzenia spotkały się, nie chciałem na niego patrzeć więc odwrociłem wzrok. Nie chciałem się przy nim rozpłakać, nie będę ciotą.
- Co ci się stało? - zapytał z troską w głosie. Udawaną, jak zgaduje. Świetny z ciebie aktor Montgomery.
- Możesz się odsunąć? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie, starając się unikać jego wzroku.
- Porozmawiaj ze mną do cholery! - krzyknął Sean.
- O czym? O tym że ci niby przykro?!
- Naprawdę nie wiem jak to się stało!
- Jesteś żałosny. - warknąłem, z trudem powstrzymując się od łez. - Najpierw głupio mnie zwodzisz a potem co? Lecisz do pierwszej lepszej laski.
- Może i nie jestem święty, ale ty też nie jesteś! Te twoje głupie ataki zazdrości!
- Zazdrości? Zazdrości?! A nie była słuszna? Specjalnie mi gadałeś "Alan uspokój się, ojejku jaki z ciebie zazdrośnik" tylko po to by uśpić moją czujność! Nie rozumiem tylko po co mnie pocałowałeś. Nudziło ci się? - czułem że każdemu z nas już dawno puściły nerwy. - Najpierw całujesz się ze mną a potem z tą szmatą!
- Przecież nic ci nie obiecywałem! - odparł, a we mnie znowu coś pękło.
- Alan, ja nie to chciałem...
- Wiem, to nic nie znaczyło. - przerwałem mu nim dokończył. - Mała, głupia niewinna przygoda. Chciałeś się po prostu zabawić, rozumiem...
- Alan, ja naprawdę nie-
- Proszę cię idź już... - wyszeptałem. - Jeśli masz choć trochę godności, proszę cię idź i mnie zostaw. - powiedziałem, rękawem scierając łze z policzka tak szybko jak się pojawiła. Sean nie ruszył się z miejsca, ciągle stał przede mną patrząc na mnie z troską w oczach, może z żalem. Przynajmiej dobrze udawał.
Zabrał jednak nogę co pozwoliło mi zamknąć drzwi, co uczyniłem.
- Bardzo cię przepraszam. - usłyszałem jeszcze jego głos po drugiej stronie drzwi, po czym nastąpiła cisza. Bolesna cisza w tej jebanej samotności. Tak bardzo go nienawidzę a jednocześnie tak bardzo kocham...

Sean? Nie ma to jak nutka dramatyzmu XDDD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.