Strony

sobota, 21 lipca 2018

Od Viktorii cd. Ricka

- Ty uwierzysz w to, że ona mi wstawiła uwagę podpisując to "Chłopak zamiast zajmować się lekcją rysuje zielone ciągniki" - Godzina była młoda, a nam już odpierdalało i szumiało w głowach. No, przynajmniej mi.
- Na cholerę ci zielony ciągnik? - zaczęłam się śmiać, wyobrażając sobie minę nauczycielki.
- Są ładne! - odpowiedział, również się śmiejąc. Naszą ciekawą wymianę zdań, przerwał dzwonek telefonu Ricka. Z trudem odnalazł go w kieszeni i odebrał.
- Słucham? - wyszczerzył zęby do telefonu, ale jego mina szybko zrzedła. Rozmawiał najprawdopodobniej z ojcem. Po kilku minutach pożegnał się i przeczesał włosy dłonią.
- Dostałeś opieprz od tatusia? - chamski uśmieszek zawitał na moich ustach.
- Mogłabyś choć raz przestać... - westchnął z powagą.
- Jeszcze dwie minuty temu śmiałeś się jak opętany. - rzuciłam, wypijając na raz resztkę swojego alkoholu. - Wypijaj to i idziemy. - zaśmiałam się.
- Gdzie niby? - popatrzył na mnie ze zmieszaniem.
- Na imprezę ciołku. - westchnęłam. Dopił swojego drinka, patrząc gdzieś w cholerę. Zapłacił za nas, nie przejmując się dość dużą kwotą na rachunku. Z uśmiechem poszłam za nim do wyjścia.
- Chyba nie zamierzasz tak iść? - popatrzył na mnie zniesmaczony.
- Coś ci się nie podoba? - zmarszczyłam brwi. O co mu chodzi? Przecież wyglądam normalnie. Chrząknął znacząco, na co przewróciłam oczami.
- No co? Przydałoby ci się byś wyglądała choć raz trochę kobieco... - odparł spokojnie, co skwitowałam kolejnym przewróceniem gałami. Kiedyś mi od tego wypadną <xD> Chwycił mnie za nadgarstek, ciągnąc w stronę pokoju. No co za dzban jebany!
  Wparował do mojego "mieszkanka" jak do siebie. Otworzył szafę i zaczął przegrzebywać ją, robiąc syf jakby jakiś żul tam zamieszkał, w poszukiwaniu jakiegoś ubrania dla mnie.
- Mógłbyś zachować trochę kultury? - warknęłam. Zignorował mnie i wrócił do rozwalania mojej szafy. Po chwili podał mi czarną sukienkę, którą miałam na siebie wcisnąć. On jest popierdolony, czy popierdolony?
- Zakładaj to, odpicuj się jakoś i jedziemy. - założył ręce i stał, jakbym miała przebrać się przy nim. No ewidentnie popierdolony.
- Mógłbyś wyjść? - zapytałam cicho, czując się co najmniej niezręcznie.
- Od czegoś masz łazienkę? - zaśmiał się. Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale dość szybko je zamknęłam i poszłam do wspomnianego wcześniej pomieszczenia. Zakluczyłam drzwi i zdjęłam z siebie obecne ciuchy, z zamiarem założenia sukienki. Otworzyłam szafkę, zabierając z niej potrzebne rzeczy. Chwilę wahałam się, jaki cień użyć, ale jednak zdecydowałam się na ten ciemniejszy. Po zrobieniu wszystkiego co miałam, zabrałam tamte ubrania z podłogi i wyszłam. Rzuciłam ciuchami na łóżko i odwróciłam się w stronę Ricka.
- Wow, wyglądasz zajebiście ładnie ci powiem. - uznał, przyglądając się mi. - Mam gust. - uniósł kąciki ust w chytrym uśmieszku.
- Dzięki... Ale jedźmy już. - prawdopodobnie spaliłam buraka. Wyszliśmy z pokoju, następnie z budynku i pojechaliśmy w kierunku miasta. Cały wypad do klubu wyglądał tak, że chłopak napierdolił się jak szpadel, a ja próbowałam zachować resztki trzeźwości. Ricka gdzieś wywiało, a ja siedziałam przy stoliku. Kiedy nie wracał po jakiś dwudziestu minutach, uznałam, że pójdę poszukać tego debila. Znalazłam go przy wejściu do łazienek, szczerzącego mordę i trzymającego coś w rękach. Przydałoby mi się czyszczenie pamięci, bo własnoręczne próby wymazania widoku Ricka liżącego się z jakąś lafiryndą będą bezskuteczne. Ale jednak widok tego, jak dostał torebką po ryju był zajebisty.
- Boże, Rick tu jesteś. Skończyłeś się zajmować tamtą panienką? - popatrzyłam na tego debila z politowaniem. Zaczął się chichrać w odpowiedzi. Co on ćpał!? - Cholera, jesteś totalnie wstawiony. - złapałam chłopaka, zanim zaliczył bliskie spotkanie z podłogą.
- Zaraz będę ci normalnie po suficie biegał. - zachichotał, pokazując mi zioło. Uniosłam brwi ze zdziwieniem.
- Dawaj zapalimy, co ci szkodzi. - zachęcał mnie, równocześnie wciągając swojego jointa. O nie, ja nie mam zamiaru ćpać. Już wystarczy mi to, że szumi mi we łbie, a musimy jeszcze wrócić.
- Nie jestem pewna... - udałam, że się zastanawiam.
- Marudzisz, należy ci się coś od życia. Masz, zrelaksuj się. - podał mi jointa, samemu po raz kolejny się zaciągając. Oddałam mu go, kręcąc głową. Nie będę ćpać, ani wdychać jakiś syfów niewiadomego pochodzenia. Chwyciłam chłopaka za ramię i burcząc pod nosem, zaprowadziłam go do auta. Włączyłam lampkę na suficie i spojrzałam na Ricka. Nie kontaktował zbytnio. Pokręciłam głową, szukając butelki wody, która powinna walać się na tylnym siedzeniu. Znalazłam to, czego potrzebowałam, i podałam butelkę Rickowi, który tylko się zaśmiał. Zirytowana już, ochrzaniłam go i kazałam się napić. Jebany idiota się cały polał i zakrztusił. Dobrze mu tak.
- Siedź cicho, jedziemy do domu. - I jakżeby inaczej, kiedy kazałam mu być cicho, ten zaczął śpiewać. Zrozumiem, jakieś głupoty, ale DESPACITO to kurwa przesada.  - Zamknij ryj! - krzyknęłam, gdy wreszcie zatrzymaliśmy się na światłach. - Ja ci jutro z kacem nie pomogę, idź rzygaj na swoje łóżko. - zacisnęłam mocniej palce na kierownicy. Jeszcze niecałe trzy kilometry i jesteśmy przed Akademią. Docisnęłam gazu, byleby szybciej być na parkingu.
   Z ulgą wyjęłam kluczyk ze stacyjki i wysiadłam z auta.
- Chodź. - pomogłam mu się wytoczyć z pojazdu. Ten tylko pierdolnął sobą na kolana i chyba zaczął rzygać. - Kurwa, co to za zielsko dostałeś? - klęknęłam przed nim, zatykając sobie nos. Nie żebym miała do niego pretensje, że rzyga, ale nie pachniało ani nie wyglądało to cudownie.
- Pacan. - warknęłam. - Chodź, zanim tu zdechniesz. Będzie lać, więc nie będzie śladu. - Boże, co ja robię. Pomogłam chłopakowi się podnieść.

Ritszu? Wyszłam z wprawy, wybacz XD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.