Strony

środa, 10 stycznia 2018

od Viktorii cd. Ricka

- Z czego w ogóle się tak śmiałeś? - zapytałam zdziwiona. Wzruszył tylko ramionami, kończąc się śmiać. Dochodziła już pierwsza. Czyli już wigilia!
- Ej jest już wigilia? - upewnił się Rick, potwierdziłam informację. Rzucił szybkim "zaraz wracam"  i zniknął w głębi kuchni. Wrócił po kilku minutach, ściskając pluszaka w rękach. Spojrzałam na niego zdziwiona.
- A to nie przypadkiem dla Rosalie? - mruknęłam, patrząc na przytulankę niepewnie.
- Dla ciebie. Wesołych świąt. - wyszczerzył się, podając mi pluszaka. Wzięłam go niepewnie, i odłożyłam koło siebie. Czułam się dziwnie, bo sama nic przy sobie nie miałam.
- Wybacz, nic nie mam teraz... - burknęłam, zastanawiając się, czemu nie skitrałam tego koca gdzieś tutaj. Rick wzruszył tylko ramionami, Rosalie dała mu jakąś książkę i czekoladę, z której chłopak się ucieszył. Oznajmiłam, że zapomniałam telefonu i wybiegłam z pokoju. Dobiegłam do swojego pomieszczonka, gdzie przywitała mnie Tenebris. Pogłaskałam ją, złożyłam życzenia i dałam szynkę do zjedzenia. Spałaszowała ją radośnie, tymczasem ja szukałam milutkiego koca, który leżał zwinięty na krześle. Zabrałam go pod pachę, i wygrzebałam z szafki czekoladę. Wróciłam prędko do Ricka i Rosalie. Zapukałam do drzwi, otworzył chłopak.
- Wesołych Świąt! - powiedziałam, wręczając mu prezent. Chwycił go, i podziękował. Przesunął się, chcąc mnie wpuścić. Pokręciłam głową, złożyłam im jeszcze raz życzenia  i poszłam do siebie. Czarna kluska futra położyła się na łóżku obok mnie, położyłam rękę na jej łbie i zaczęłam głaskać. Czas mijał w milczeniu. Wreszcie udało mi się zasnąć.

***

Wyłączyłam budzik, i odkopałam się spod kołdry. Trzydzieści kilo żywego futra, fałd i mięśni łaskawie ze mnie zeszło. Zrobiłam sobie śniadanie, wraz z kawą. Zasiadłam przed laptopem, i sprawdziłam bardzo potrzebne mi do życia informacje, takie jak Facebook czy inne takie pierdoły. Wlazłam na krzesło, i znalazłam mój nieco zakurzony łuk, kołczan i strzały. Z uśmiechem przekręciłam bronią w rękach, i wyszłam z pokoju. Tenebris biegała z zadowoleniem po placu. Osiodłałam szybko North, i wyjechałam stępem do lasu. Klacz była czujna, ale ładnie się prowadziła. Dotarłyśmy do niewielkiej łąki, gdzie rozłożona była tarcza. North ruszyła łagodnym kłusem, tymczasem ja założyłam strzałę o cięciwę. Zaskrzypiała, gdy naciągnęłam ją do granic możliwości. Lotki strzały musnęły mój policzek, zaraz potem rozległ się świst, i strzała pomknęła do celu. Nie trafiłam idealnie w środek, ale było wystarczająco dobrze. Dokończyłam serię, pozbierałam strzały i wróciłam okrężną drogą do stajni. Rozsiodłałam klacz, przetarłam ją i pocałowałam w chrapy. Niepotrzebny już łuk, odłożyłam do siodlarni, wraz ze sprzętem klaczy. Napisałam do Ricka, czy mógłby tu podejść. Ogarnęłam Dię, i  z gulą w gardle, wyprowadziłam ją z boksu. Młoda szarpnęła się w stronę pastwisk, powstrzymałam ją i pogłaskałam po szyi, uspokajając.
- Tylko mi nie mów, że chcesz jeździć na tym szatanie. - powiedział Rick, podchodząc do nas, i mierząc mnie wzrokiem. Uśmiechnęłam się do niego niewinnie.
- Oczywiście  że chcę! - odparłam z radością, chociaż bałam się w cholerę. - Ale nie tak od razu, trzeba ją jeszcze przegalopować. - oznajmiłam, już nieco poważniej.


Riszu? B)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.