Zapadła cisza, którą przerwało jeżdżenie miską po podłodze przez wenus. Szukała resztek jedzenia. Zaśmiałam się, jednak po chwili spoważniałam widząc jak Sam wstaje i bierze kurtkę z szafy. Pogięło go?
Podał mi ubrania i szybko zawiązał buty. Patrzyłam na niego zabójczym wzrokiem, ale ubrałam kurtkę i narciarskie rękawiczki.
- Bez ciepłych skarpetek nie pójdziesz. - uznał, szybko zabierając mi buty. Przewróciłam oczami i założyłam jakieś cieplejsze. Zaakceptował je i dopiero wtedy odzyskałam obuwie. Założyłam je natychmiast, Sam tym czasem zajął się przypięciem smyczy Wenus. Kluska merdała ogonkiem na boki zadowolona, że idziemy na spacer. Brunet przepuścił mnie w drzwiach i zamknął je za nami. Wenus zaczęła się lekko wyrywać, widziała własnie pierwszy raz w swoim życiu śnieg. Wyszliśmy na pole, uformowałam kulkę ze śniegu i rzuciłam nią w niego. Sammy odwzajemnił się tym samym, otrzepałam się ze śniegu. Psina aportowała za śnieżkami i wracała obrażona gdy nie znajdowała ich. Toczyliśmy bitwę na śnieżki przez chwilę, póki nie stwierdziłam że mi zimno. Łosiek przytulił mnie do siebie i zawołał Wenus.
- No chodź tu, Sznyclu von Fałdo. - pogłaskał kluchę za uszami, parsknęłam śmiechem - No co? - zapytał, jak tylko przestałam się śmiać. Wzruszyłam ramionami, wciąż się szczerząc. Przewrócił oczami.
- Chcesz jechać na łyżwy? - zadał mi pytanie, popatrzyła na niego poważnym wzrokiem
- Ale.. jak ty będziesz jeździł z tą ręką? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Spokojnie, aż taką ciotą nie jestem - zaśmiał się i odniósł Wenus. Spakowałam rzeczy i stwierdziłam że można jechać.
- Chcesz prowadzić? - zapytał, wyjmując kluczyki z kieszeni. Potwierdziłam, chłopak rzucił mi je i wróciliśmy na parking. Opowiedziałam mu trochę o tym że też mam własne auto, szybko zrobiłam prawko. Umilkłam na trochę by pochłonąć się rozmyślaniom. Nie wiedziałam że Sammy ma alergię, nie mówił mi. Może to i nieistotne, ale ciekawa byłam o czym jeszcze mi nie powiedział. Dojechaliśmy do centrum miasta. Trzasnęłam drzwiami i rzuciłam mu kluczyki. Sam bez słowa schował je do kieszeni i szedł koło mnie. Chwyciłam go za rękę i splotłam nasze palce. Po chwili znaleźliśmy lodowisko, było na nim dość dużo ludzi ale damy radę. Szybko wypożyczyliśmy łyżwy, dość sprawnie je nałożyłam jednak Sam miał drobny problem.
- Na pewno dasz radę? - zaśmiałam się widząc jak z bolącą ręką zawiązać łyżwę. Odpowiedział mi krótkim "mhm".
- Od kiedy ty tak w ogóle umiesz jeździć? - spytał się mnie gdy skończył wojnę z łyżwami.
- Przy takim ojcu jakiego ja mam, robi się wszystko byleby uciec z domu - odpowiedziałam poważnym tonem i ruszyłam na lodowisko. Sam szybko mnie dogonił i po chwili byliśmy już na lodzie. Łosiek o mało się nie wywrócił na samym wejściu, skwitowałam to śmiechem. Zmierzył mnie zabójczo wzrokiem ale też zaczął się śmiać. Jeździliśmy chyba z pół godziny po lodzie, nie obyło się też bez paru wywrotek bruneta no i przyznam że też z kilka moich. W końcu zeszliśmy z lodowiska, oddaliśmy łyżwy i przysiedliśmy na pobliskiej ławce. Sammy zniknął gdzieś pod pretekstem "zaraz wracam". Wrócił dopiero po jakiś ośmiu minutach.
- Czemu tak długo? - westchnęłam opierając się o oparcie ławki. Wzruszył ramionami.
- Wiesz na co mam teraz ochotę? - uśmiechnęłam się szaleńczo.
- Na mnie - odwzajemnił się uśmiechem.
- Pff... na gorącą czekoladę zboczuchu! Na nic nie licz. - pokazałam mu język, spojrzał na mnie lekko zrezygnowany po czym wyjął zza pleców dwa kubki.
- Skąd wiedziałeś? - spojrzałam na niego zdziwiona i odebrałam od niego gorącą czekoladę.
- Siła umysłu - wyszczerzył się. Pocałowałam go w policzek i wróciłam do popijania ciepłego napoju. Siedzieliśmy tak sobie miło, w ciszy obserwując ludzi dookoła.
- Kurwa... - usłyszałam głos Sama. Spojrzałam na niego zdziwiona.
Łośku? B)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.