Strony

sobota, 20 stycznia 2018

od Nathaniela

Właśnie wjechałem na teren Akademii. Wyjąłem swoje rzeczy z bagażnika, a następnie zapłaciłem kierowcy taksówki. Przewiesiłem przez ramię torbę z moimi rzeczami i ruszyłem w stronę drzwi głównych. Z tego co mi powiedziano mój koń ma przyjechać za jakieś pół godziny. W tym czasie powinienem zdobyć resztę dokumentów, odebrać kluczyk do pokoju i inne rzeczy. Wchodząc do środka budynku oglądałem wnętrze. Kierując się wskazówkami dotarłem do sekretariatu. Na szczęście wszystko odbyło się bez zbędnych komplikacji. Po otrzymaniu klucza rozpocząłem poszukiwanie mojego pokoju. Po chyba pięciu minutach udało mi się dotrzeć pod odpowiednie drzwi. Wszedłem do środka i odłożyłem bagaże obok łóżka. Pokój był dość przestronny i odpowiadał moim potrzebom. W tej chwili przypomniałem sobie, że za niedługo zostanie przywieziony mój koń. Uprzednio zamykając pokój udałem się na plac główny, gdzie czekał wóz z Luną. Podszedłem do kierowcy informując go o swoim przybyciu i możliwości odebrania klaczy. Wprowadzenie jej do boksu zajęło mi zaledwie kilka minut. Niech szczęście ma ten, kto doczepił do każdego stoiska konia karteczkę z imieniem. Po ogólnym zaznajomieniu się ze stajnią postanowiłem pozwiedzać tereny. Ponieważ byłem ubrany w sportowe ubrania ruszyłem w stronę lasu. Idąc przed siebie rozglądałem się w poszukiwaniu jakiegoś przyjemnego miejsca. Poza tym muszę przyznać, że przyroda otaczająca Akademię jest powalająca. Naturalność, która jest widoczna na pierwszy rzut oka daje ukojenie. Po około dziesięciu minutach udało mi się znaleźć miejsce idealne. Powalone drzewo leżące na małej polance, pełnej kolorowych kwiatów. Drzew było bardzo dużo, więc cień był praktycznie w każdym miejscu oprócz centrum polanki. Postanowiłem usiąść na kłodzie. Nie wiem jakim cudem nagle przechyliłem się do tyłu. Na szczęście jedyne co ucierpiało to moje plecy. Obok siebie usłyszałem chichot. Zdezorientowany zmarszczyłem brwi. Podniosłem się na łokciach i rozejrzałem się wokół poszukując źródła śmiechu. W końcu moje oczy trafiły na postać siedzącą w cieniu drzew. Nie wiedziałem czy to chłopak czy dziewczyna, gdyż cień skutecznie mi to uniemożliwiał. W końcu wstałem. Otrzepując się z niewidzialnego kurzu podszedłem w stronę tej osoby. Okej... Niby jest dobrze, ale to ktoś obcy. Szczerze, walczę teraz z ochotą ucieczki. Kiedy już przegłosowałem w swojej głowie wszystkie za i przeciw, zdecydowałem, że ucieczka będzie najlepszym wyjściem. Już miałem iść kiedy usłyszałem głos.

Ktoś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.