- Co jest? - zapytałem najwyraźniej wyrywając ją z zamyślenia.
- Coś cię martwi. - stwierdziłem po chwili.
No bo przecież ludzie sami z siebie się nie zawieszają. Coś musiało się stać.
- Nie, no co ty. - odpowiedziała widocznie wymuszając uśmiech.
Nie wierzę, dziewczyna, która jeszcze niedawno uśmiechała się od ucha do ucha teraz wymusza uśmiech.
- Nie oszukasz mnie. - stwierdziłem, uśmiechając się lekko.
- Szczerze mówiąc to nic takiego. Nie zaprzątaj sobie tym głowy. - uniosłem brew patrząc na nią niepewnie.
- Może opowiesz mi coś o sobie? - spytała zmieniając temat.
Hmmm... Skoro nie odpowiedziała na moje pytanie to znaczy, że to może być coś poważnego, ale przecież nie wyżali się totalnie obcej osobie. Ponieważ zmieniła temat myślę, że ta rozmowa mogłaby być dla niej trudna, no ale cóż. Nie będę jej zmuszał do mówienia, bo nawet jej nie znam.
- O sobie? - spytałem.
- No tak. - zaśmiała się lekko i dodała - Co lubisz robić, skąd pochodzisz i takie tam -
- I chcesz słuchać o mnie? Dziewczyno ja nie wiedziałem gdzie jest biblioteka chociaż obok niej prawdopodobnie przeszedłem kilka razy - zaśmiałem się.
- Oj tam. Mów. -
- No okej, okej - powiedziałem.
Od czego by tu zacząć...
- No więc pochodzę z Francji. Tam się urodziłem i wychowałem. Później jeździłem trochę po świecie. Stąd te zawieszki. Taka mała tradycja. Zawsze gdy odwiedzę nowy kraj lub miasto kupuję jakąś malutką pamiątkę i przyczepiam do rzemyka. - powiedziałem podnosząc prawą dłoń do góry.
- Tutaj jest Koloseum z Rzymu, tutaj Big Ben, obok niego jest gwiazdka obrazująca Aleję Gwiazd, Sfinks z Egiptu i Wieża Eiffla. - mówiłem wskazując na poszczególne zawieszki.
- A ta? - spytała dziewczyna pokazując przypinkę z czterolistną koniczyną.
- To pamiątka po mamie. - szybko uciąłem temat.
Chwilę szliśmy w ciszy. Nie była ona pełna napięcia tylko taka normalna. Była przyjemna. Tak jakby każdy potrzebował chwili na przemyślenie swoich spraw.
- No więc do jakiej idziesz grupy? - zapytała Rosalie.
- Że w sensie? -
- Że w sensie do grupy jeździeckiej czy sportowej? -
- A o to chodzi. Jeszcze nie wiem. Chciałbym na razie przydzwyczaić siebie i konia do nowego otoczenia. -
- Okej... Wiesz może powoli wracajmy bo robi się późno, a jutro szkoła -
Przytaknąłem, więc zawróciliśmy i wolnym tempem zmieżaliśmy w kierunku Akademii. Rozstaliśmy się przy pójściu do pokoi życząc sobie dobrej nocy. Gdy dotarłem do swoich drzwi wygrzebałem kluczyk z kieszeni i wszedłem ddo wnętrza pokoju. Zrzuciłem kurtkę i podeszłem do szafy biorąc coś do spania. Po całej wieczornej toalecie położyłem się spać.
***
Budzik zadzwonił równo o 7.00, więc wstałem i zrobiłem ogólną poranną toaletę po czym ubrałem się. Wybrałem czarne, przylegające jeansy i szarą bluzę przez głowę. Podniosłem swoją torbę z podłogi przerzucając ją przez ramię i wyszedłem z pokoju. Nie zapominając o zamknięciu go. Po drodze na lekcje wstąpiłem do kawiarenki kupując herbatę. Po zapłaceniu ruszyłem w stronę sali matematycznej. Na korytarzu spotkałem Rosalie.
- Hej. przywitałem się stawiając parujący kubek na parapecie.
- Cześć. Co tam? -
- Całkiem fajnie gdyby nie to, że jest poniedziałek i matematyka. - uśmiechnąłem się sztucznie.
Dziewczyna w odpowiedzi tylko się zaśmiała. Po chwili usłyszałem dzwonek na lekcje. Udałem się do klasy wraz z resztą uczniów. Usiadłem przy ławce, która stała obok okna. Tak jak reszta wyciągnąłem książkę i zeszyt. Zauważyłem, że większość uczniów ma jakiś piórnik czy coś, a ja jako jeden mam przy sobie tylko długopis. Okej... Jakoś dam radę. Nauczycielka przywitała się ze wszystkimi i zapisała temat lekcji na tablicy. Na razie nie jest źle. Później kazała otworzyć książkę na tym temacie. Na początku mniej więcej wytłumaczyła o co chodzi, a następnie powiedziała, które zadania musimy wykonać. Po tym usiadła przy biurku i zaczęła sprawdzać listę obecności. Nie powinna zrobić tego na początku lekcji? Z resztą co mnie to obchodzi. Zabrałem się za pisanie pierwszego zadania. E tam, łatwizna. Zauważyłem, że zadania mają różne stopnie trudności. Pierwsze było bardzo łatwe, tak jakby sprawdzające natomiast kolejne były już trudniejsze.
- Nathaniel Smith. - usłyszałem, więc podniosłem dłoń by zasygnalizować swoją obecność.
Nie zwróciłem uwagi jak robili to pozostali, więc zrobiłem tak jak w każdej innej szkole.
- Wstać chłopcze. - jak kazała tak zrobiłem.
Wzrok wszystkich w klasie padł na mnie, a ja myślałem, że mnie coś strzeli.
- Nowy? - zapytała nauczycielka.
- Tak. - krótko i rzeczowo, bo po co mam rozwijać.
- Może powiesz coś o sobie? -
- Eeee... No okej. Więc nazywam się Nathan Smith, przyjechałem z Francji i... tyle powinno chyba starczyć. - powiedziałem.
Usiadłem na swoim krzesełku pisząc kolejne zadania. Nauczycielka na szczęście nie odzywała się do mnie do końca lekcji. Kończyłem robić ostatnie zadanie kiedy zadzwonił dzwonek. Szybko się spakowałem i wyszedłem z klasy mimo wszystko jako prawie ostatni. Wyszedłem na korytarz i sięgnąłem do torby po plan lekcji. Nah, następna była fizyka. Niby nic nie umiem i w ogóle, ale dziwnym trafem zawsze kończę z czwórką lub piątką. Stałem opierając się o parapet. Przerwa trwała dwadzieścia pięć minut, więc spokojnie mogę popisać z Raven - przyjaciółką z domu dziecka. Najpierw jednak przejrzałem plan lekcji. Zajęcia praktyczne z ujeżdżania lub godzina wolna, Język Polski, chemia, zajęcia artystyczne i wybrany język. Nie jest tak źle gdyby nie chemia, ale jakoś dam radę. Wyjąłem telefon i zacząłem pisać z Raven, kiedy usłyszałem głos.
Rosalie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.