Drugi dzień w akademii to już coś, nie jestem taki świeżakiem. Ale niestety to poniedziałek. Obudziłem się przed 7. Jak zwykle nie wyspałem się, ale to chyba już normalne u mnie... W końcu po 5 minutach leżenia stoczyłem się z łóżka. Poszedłem do łazienki wziąłem prysznic. Po prysznicu oczywiście stałem przed szafą wybierając jakieś ciuchy. To był szybki wybór po prostu czarne dresy i biała koszulka i będzie git. Chyba nie będę się stroił na zajęcia, nie? W końcu sięgnąłem po kartkę, która leżała na biurku.
- No nie - powiedziałem sam do siebie widząc, że pierwszą mam matematykę.
Westchnąłem ciężko pod nosem. Wziąłem plecak i jedynie wziąłem zeszyty do przedmiotów bez książek. Wyszedłem z pokoju. I nagle poczułem ten denerwujący dźwięk. Świetnie byłem głodny, a nawet nie wiedziałem gdzie jest jadalnia. Zacząłem chodzić po akademii i się rozglądałem. Chyba myślałem, że znajdę jakąś strzałkę z napisem jedzenie czy coś... Moją chwilą nie uwagi poskutkowało tym, że potrąciłem jakąś osobę. W ostatniej chwili złapałem ją i uchroniłem przed mocnym spotkaniem z glebą.
- Ślepy jesteś?! - wydarła się na mnie.
- Nie - powiedziałem, pomagając dziewczynie wstać na równe nogi. - Przepraszam nie widziałem gdzie idę - rzekłem.
- To się patrzy pod nogi - rzuciła.
- Nie myślę, kiedy jestem głodny - zaśmiałem się. - Może wskażesz mi drogę do jadalni? - zapytałem.
- Sam sobie znajdź - odpowiedziała.
Dziewczyna mnie ominęła i poszła, a ja zacząłem ją śledzić. Na pewno sama idzie do jadalni i nawet się nie myliłem. No, kiedy była przed wejściem dogoniłem ją.
- Dziękuje skarbie za wskazanie kierunku - uśmiechnąłem się do niej.
Ominąłem ją i wszedłem pierwszy od raz poszedłem tam gdzie wydawali jedzenie.
Hannah?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.