Strony

sobota, 16 grudnia 2017

Od Ricka cd. Viktorii

Odwróciłem się i obrzuciłem ją nienawistnym wzrokiem. Podeszła do mnie uśmiechając się wręcz szyderczo.
-Powiedziałem ci że nie- warknąłem.
-Oj tak łatwo się mnie nie pozbędziesz- poklepała mnie po ramieniu, na co odpowiedziałem jej zabójczym spojrzeniem bo miała całe ręce w mące.
-To tylko mąka- wzruszyła ramionami na moje spojrzenie. Westchnąłem w odpowiedzi. Przez dłuższą chwilę kłóciliśmy się jeszcze aż do przyjścia Viktorii która zdążyła w międzyczasie odstawić swoją klacz do boksu.
-O co chodzi?- uśmiechnęła się do nas brunetka.
-Ta popieprzona wariatka chce mnie namówić do pieczenia pierników! To jest posrane! Ja nienawidzę świąt a co dopiero gotowania!- warknąłem.
-Oj przesadzasz- wyszczerzyła się Ros. Jakoś dziwnie na mnie patrzyła.
-Nie... Nie zrobisz tego
-Owszem zrobię
-Nienawidzę cię- westchnąłem od razu wiedząc o co chodzi.
-Viktoria chcesz upiec ze mną i Rickiem -wypowiedziała nieco głośniej moje imię- pierniki?
-Tak chętnie- uśmiechnęła się, diablica wcielona, demon i najgorsze co może być. Nie sądziłem po niej że się zgodzi.
-To jak?- wyszczerzyła się do mnie Rosalie.
-Ros... Jak znajdę naszą matkę to pierwsze co zrobię to spytam jej czy nie jestem adoptowany... Bo tej chwili to jest dosłownie moje marzenie- odpowiedziałem po czym niechętnie się zgodziłem.
Rosalie wyznaczyła nam wszystko co trzeba. Po zrobieniu wszystkiego co trzeba, każdy z nas otrzymał kawałek  ciasta i kilka foremek.  Zirytowałem się, bo dostałem motylka, serduszko i dzwoneczek. Ros wybrała sobie jednorożca, bałwanka i gwiazdkę. Viktorii trafił się konik, renifer i jakieś bezkształtne coś. Zabraliśmy się za wycinanie. Oczywiście Ros musiała zrobić ze mnie pośmiewisko i dała mi różowo niebieski fartuch. One oczywiście wzięły te białe, Rosalie w końcu się zlitowała i dała mi biały. Z lubością zdjąłem tamto coś i założyłem na siebie "coś normalnego". Wstawiliśmy pierniki do piekarnika i rozłożyliśmy się na kanapie, wybuchając śmiechem. Nikt chyba nie wiedział czemu, ot tak, po prostu. Zaczęliśmy gadać o wszystkim, dosłownie. Zaczęliśmy obgadywać nauczycieli, wszystkie puste laski ze szkoły, które to są takie świetne, a jak przyjdzie co do czego, to nagle nic nie umieją. Potem odwaliliśmy dziką bitwę na poduszki.
- Pierniki! - krzyknęła Viktoria, pomiędzy napadami śmiechu. Ros pobiegła do piekarnika i otworzyła drzwiczki, zaraz potem wyjęła blachę z naszymi wyrobami.
- Teraz druga porcja! - powiedziała z radością i wsadziła je do piekarnika, ponownie zatrzaskując drzwi nogą i wracając do bitwy na poduszki. Viktoria wylądowała bez broni więc wziąłem jej poduszkę i rzuciłem w nią. Rzuciła się po nią, ale nie na wiele się to zdało, stoczyła się z łóżka na podłogę i okryła bronią. Czas mijał nam dosłownie na wszystkim. Po wyjęciu pierniczków zabraliśmy się za dekorowanie, trochę masy wylądowało na naszych twarzach i fartuchach.
- Fuck, skończyło się! - powiedziała Viktoria, próbując wycisnąć resztki zielonej mazi z tubki. Nic już nie było.- Zajadę do sklepu i po pizzę, chcecie coś?
- Jadę z tobą, ona mnie zabije! - wykrzyknąłem, patrząc na Ros, która uśmiechała się do mnie przerażająco. Tori pogłaskała mnie po głowie, odpowiedziałem zirytowanym wzrokiem. Szedłem za nią szybkim krokiem. Auto stało na parkingu. Usiadłem na miejscu pasażera.
- Proszę jechać, pani kierowco. - roześmiała się i przekręciła kluczyk w stacyjce. jechm z akademii, wyjeżdżając na dwupasmówkę. Po paru minutach byliśmy już w centrum.
- Jesteśmy! - powiedziała z uśmiechem, parkując auto i odpinając pasy. - Szaleństwo zakupów? - poruszyła brwiami, roześmiałem się i zgodziłem w końcu lepsze to niż siedzenie z Ros, wysiadłem z auta. Szybko przeszliśmy z parkingu do środka, uderzyło w nas ciepłe powietrze. Zdjąłem kurtkę, Viktoria zrobiła to samo po czym odłożyliśmy do specjalnych szafek nie potrzebne rzeczy.
- To od czego zaczynamy? - zapytała, rozglądając się.
- Od pierwszego lepszego sklepu możemy- wskazałem na pobliski sklep który okazał się być jakimiś ubraniami. Skierowaliśmy się tam przeglądając różne rzeczy. Oczywiście ja, jak to ja musiałem zacząć się wygłupiać. Założyłem różowy kapelusz i zrobiłem słynnego Moon Walka.
-Do twarzy ci- powiedziała Viktoria pomiędzy salwami śmiechu.
-Mam pomysł- wyszczerzyła się po chwili uśmiechając się szatańsko.


Tori? XDD Dzikie Densyyyyy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.