- Viktoria Embress oraz Triss Brown? - jej głos był zimny
- Tak. - powiedziała Vi, stanęłam za nią.
- Co macie na swoją obronę? - spojrzała na nas morderczo.
Spojrzałam z nadzieją na Viktorię, ona jednak milczała, wbijając wzrok w podłogę.
- Słucham...! - dyrektorka niecierpliwiła się.
- M-możemy posprzątać jutro wszystkie boksy. - odezwałam się cicho, nie wiedząc, co innego mogłabym powiedzieć.
- Nie możecie, a musicie. - podkreśliła. - Wszyscy do siebie! - krzyknęła do osób, które siedziały cichutko w pokoju - Następnym razem nie będę tak łagodna. Co wy sobie wyobrażacie?! Wiecie, czym to grozi? To bezczelne, naprawdę. No, uciekać mi, bo jak nie...!
Pokiwałam głową, pożegnałam się szybko i poszłam do siebie. W pokoju zamknęłam za sobą drzwi, pomiziałam trochę Axela, po czym zwróciłam się w stronę łazienki. Podczas brania prysznicu zastanawiałam się, czy zrobiłam dobrze, proponując sprzątanie wszystkich boksów. Było ich naprawdę dużo, wiedziałam, że Viktoria nie jest zachwycona tą perspektywą. Postanowiłam jednak nie myśleć już o tym. Wyszłam spod prysznica i ubrałam się w piżamę, po czym poszłam do łóżka, bez problemu zasypiając.
Rano obudziłam się około dziesiątej, szybko przypomniałam sobie, że czeka mnie fascynująca przygoda z widłami, słomą, taczką i... hmmm, nawozem. Pospiesznie dość ubrałam się i poszłam do stajni, gdzie czekała już na mnie Viktoria. Bynajmniej nie wyglądała na zachwyconą.
Przeniosła swój wzrok na mnie i pokręciła głową.
- Wielkie dzięki. - powiedziała chłodno, jednak z dozą rozbawienia w głosie.
- Do usług. - mruknęłam. - Od kogo zaczynamy?
- Dajesz szkółkowe. Ty to naprawdę umiesz wyjść cało z takiej sytuacji, nie powiem. I nawet nie musisz potem nic robić, podziw. - powiedziała ironicznie i zaśmiała się krótko.
- Ja wiem, pani Embress. - odparłam poważnym tonem. - Zatem kierujmy nasze kroki ku progom domostwa Jabłoni, aby wszelkie nieczystości z niego wymyć.
- Och, oczywiście, panno Triss. Ubolewam niemiłosiernie nad faktem, iż dane mi cenne godziny żywota mego spędzić w tej budowli. Jednakże czasu tego nie marnujmy więcej; śpieszmy się do Jabłoni, nie zezwólmy jej wyczekiwać nas ani chwili dłużej, niż to konieczne.
- Twoje słowa prawdę głoszą, wykonajmy to, co nam dane, aby chwil przez palce niczym piasku nie przepuszczać.
Szłyśmy w milczeniu po potrzebne nam urządzenia, niedługo potem stałyśmy już pod boksem Jabłonki.
- Rozpocznij zatem rytuał, towarzyszko; czyż nie dostrzegasz niecierpliwości wypisanej na twarzy jejmości? - zwróciła się do mnie poważnie Viktoria.
- Ależ oczywiście, iż dostrzegam, nie dostrzec jej niemożliwym jest. - Vicz wyprowadziła klacz z boksu, a ja zaczęłam wyjmować przynależne mi owoce pracy jej jelit grubych.
- Doskonale; należne nam w tym wypadku u Skrzącej Się damy. - obwieściła, kiedy zakończyłyśmy pracę nad usuwaniem zanieczyszczeń z domu Dającej Owoce Wiszące Bezwiednie Na Gałęziach.
Jej miejsce zamieszkania obok tej właśnie się znajdowało, powtórzyłyśmy tam rytuał. 125 minut później nasze ścieżki zaniosły nas do jednego przed ostatnim kawalera.
- Ten to dopiero diabeł wcielony, zdradziecki pomiot szatana samego. Zamiast krewi w żyłach jego muł krąży, powiadam ci; egzorcyzmy najcięższe nie zdołałyby wypędzić demona zamieszkującego skromny umysł jego. Strzeż się, gdyż nie omieszka on życia ci uprzykrzyć, kiedy tylko okazja zadowalająca się ukaże... spie****ił. - stwierdziła Viktoria, patrząc na otwarte przez nią samą drzwi pustego już boksiu.
Vicz? Za dużo Romeo i Julii, powiadam Ci xD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.