Some day I'm losing my faith
But I know I'm just living on a prayer
Time keeps slipping away
Yeah, I'll watch you burn down this house that we made
Otworzyłem oczy, wsłuchując się w "Angels could be bad" wyciszyłem budzik i z niechęcią zwlokłem się z łóżka, przecierając dłońmi twarz. Przeszedłem zaspany do kuchni i zaparzyłem kawę, w międzyczasie przebrałem się w jakieś jeansy i czarną bluzkę, zakładając niedbale koszulę, by ukryć ugryzienia tamtego gnojka. Zabrałem kubek spod ekspresu i usiadłem na krześle, popijając napój bogów z lubością. Gdy na dnie naczynia został tylko osad, włożyłem je do zlewu i poszedłem się ogarnąć do reszty. Założyłem jakieś robocze trampki, w których nieraz jeździłem. Postanowiłem przejść się na wyższe piętra szkoły, wyszedłem z pokoju i skierowałem się do wyjścia. Wychodząc na pole, minąłem jakiegoś chłopaka. Miałem wrażenie że już kiedyś rozmawialiśmy, ale olałem to i przeszedłem przez plac, wchodząc szybko do drugiego budynku. Będąc już w środku, wszedłem do jednej z klas, by zdobyć plan lekcji. Schowałem go do kieszeni i wyszedłem. Włożyłem ręce do kieszeni i skierowałem się w lewo, w stronę schodów prowadzących na kolejne piętro. Zatrzymała mnie blondynka, która podbiegła do mnie z uśmiechem.
- Cześć - powiedziała ze śmiechem w głosie - Czy mógłbyś mi pomóc? Jestem tu nowa i nie za bardzo orientuję się gdzie znajduje się biuro dyrektorki? - zapytała, uśmiechnąłem się i samemu się zastanowiłem, gdzie znajdowało się jej pomieszczenie.
- Jasne, biuro naszej dyrektorki znajduje się na trzecim piętrze, sala dwieście siedem. - odparłem z uśmiechem i wyciągnąłem rękę do dziewczyny. - Jestem Sam. - przedstawiłem się krótko, dziewczyna spojrzała na mnie a potem na moją rękę.
- A ja Maya -odparła i również podała mi rękę. Wydawała się sympatyczną dziewczyną, na pewno nie sprawi jej kłopotu zaaklimatyzowanie się tutaj. -Teraz muszę już iść, do zobaczenia. - pożegnała się i pognała do osoby, która pewnie na nią czekała. Rozeszliśmy się każdy w swoją stronę, ona poszła do dyrektorki a ja obczajałem gdzie mamy salę do chemii. Zapukałem niepewnie i wszedłem, po uzyskaniu odpowiedzi. Siedział tam nieco starszy nauczyciel, pracujący nad czymś. Przedstawiłem się i dopytałem o kilka podstawowych rzeczy, okazało się że już jutro będzie kartkówka. Podziękowałem mu i wyszedłem, mając dziwne wrażenie że zaraz zadzwoni dzwonek. Zszedłem prędko po schodach, przypominając sobie że miałem ogarnąć bułanka i popracować z nim w terenie. Gdy byłem już na placu, prawie wpadłem na chłopaka, który prowadził psa na smyczy. Przeprosiłem go i zacząłem oddalać się w stronę stajni.
- Ej, zaczekaj! - krzyknął za mną, odwróciłem się i podszedłem do niego, za bardzo nie wiedząc czego się spodziewać po chłopaku. Uśmiechnął się, widząc że jestem zestresowany. - To ty jesteś ten nowy? - zapytał, potwierdziłem skinieniem głowy. - Gdzie Ci się tak spieszy? Bez paniki, nie ma pożaru. - roześmiał się, zmusiłem się do uśmiechu.
- Swoją drogą, jestem Rick. - przedstawił się chłopak. Czekał na mój ruch.
- Sam. - powiedziałem do niego. - Idziesz może do stajni? - zapytałem go, siląc się na w miarę ciepły uśmiech. Chłopak oznajmił że odprowadzi psa do pokoju i przyjdzie. Poszedłem do koni szkółkowych, by ogarnąć chociaż kilka z nich. Minęło dziesięć minut, gdy wreszcie Rick przyszedł. Chwycił pręt boksu siwej klaczy i natychmiast się skrzywił, puszczając go. Spojrzałem na jego dłoń, widać było niewielką ranę, która raczej świadczyła na ugryzienie niż rozcięcie. Nie chciałem dopytywać, to byłoby zbyt nachalne. Rick pokazał mi większość koni szkółkowych. Weszliśmy do siodlarni, brunet wytłumaczył mi co i jak, jeżeli chodzi o karmienie rekreantów. Usłyszeliśmy kroki i zestresowane czytanie tabliczek na boksach. Wyszliśmy z siodlarni, wyjściem prowadzącym na zewnątrz, nie do stajni.. Zobaczyłem Mayę. Teraz mogłem przyjrzeć się jej lepiej, była średniego wzrostu, szczupłą blondynką. Usłyszeliśmy niepewne "hej" ze strony Mayi.
- Cześć. - odparliśmy równocześnie. Spojrzeliśmy po sobie, nie wiedziałem co mam powiedzieć, więc po prostu odwróciłem wzrok na Mayę.
- Ja przepraszam że wam ciągle głowę zawracam, ale nie mogę znaleźć mojego konia Irama... - powiedziała, nieco zmieszana. Nie dziwiłem się jej, bo sam niedawno byłem w takiej sytuacji.
- A patrzyłaś w stajni? - zapytałem blondynki. Spojrzała na mnie jak na idiotę, przecież właśnie z niej wyszliśmy.
- Tak... był tam jakiś Baton... i Iskra... i... - powiedziała, lecz Rick jej przerwał.
- I to są właśnie konie szkółkowe. Twój jest prywatny, więc będzie w stajni dla koni prywatnych. - wytłumaczył jej szybko brunet.
- To tam - powiedziałem i wskazałem palcem na stajnię, której pewnie wcześniej dziewczyna nie zauważyła. Podziękowała nam i poszła w jej stronę. Kusiło mnie, żeby zapytać chłopaka czy wyjedzie ze mną w teren. Nie chciałem jeszcze wyjeżdżać samemu, gdyż nie wiadomo co odwali Noctis'owi, w dodatku nie znałem jeszcze tak dobrze terenów.
- Chodź. Ogarniemy konie i pojedziemy w teren. - zaproponował, przyjąłem propozycję bez zastanowienia i poszedłem za chłopakiem do stajni, gdzie stały nasze konie. Zabrałem szczotki i sprzęt bułanka, zakładając niedbale kask. Położyłem go przy boksie, tak samo jak osprzęt. Skrzynkę włożyłem do boksu i wszedłem, ogier od razu skulił uszy po sobie i kłapnął zębami. Zignorowałem to i sięgnąłem po uwiąz, który był już przywiązany do jednego z prętów. Przypiąłem karabińczyk do jego kantara i stanowczo zacząłem przeczesywać jego sierść. Kolistymi ruchami jechałem od szyi do zadu. Noctis irytował się i kopał tylną nogą, przeszedłem pod jego szyją i zrobiłem drugą stronę. Odłożyłem zgrzebło do skrzynki i wyjąłem z niej kopystkę. Poklepałem łopatkę ogiera i przejechałem ręką do jego pęciny, chwytając ją stanowczo i cmokając. Oparł się całym ciężarem na tej nodze, odwzajemniłem mu się podobnie, wreszcie podał nogę. Wyczyściłem pozostałe trzy nogi i mogłem zacząć go siodłać. Zarzuciłem jego czarny czaprak na grzbiet, sięgnąłem po podkładkę, od razu zabierając też siodło. Założyłem obie rzeczy za jednym razem, przerzuciłem popręg i podpiąłem go na drugą dziurkę. Ogier kłapnął wściekle zębami i zarzucił łbem. Klepnąłem go w łopatkę i założyłem mu ochraniacze na przody. Ogier nie protestował podczas zakładania ochraniaczy, teraz pora na najgorsze - ogłowie. Postarałem się zrobić to jak najszybciej, ale nie obyło się od celowania zębami w moją rękę. Dostał lekkiego pstryczka w chrapy, otrzepał się i postawił uszy. Wyprowadziłem go z boksu i założyłem toczek.
- Maya? Jedziesz z nami? - zapytałem z uśmiechem, dziewczyna skinęła głową i dosiadła swojego konia. Rick już siedział na swoim wierzchowcu, jako jedyny podprowadziłem konia pod schodki i wsiadłem. Ogier cofnął się i spiął mięśnie. Docisnąłem lekko łydkę i zebrałem wodze. Brunet prowadził, zaraz potem jechałem ja, na końcu Maya. Gdy tylko wyjechaliśmy za bramę, Rick przeszedł do kłusa, zrobiliśmy to samo. Noctis szarpnął łbem i zaczął wyrywać się do przodu. Usiadłem pewniej w siodle i wyrównałem mu tempo, ogier chciał galopować. Brunet skręcił w prawo, kierując się na niską, naturalną przeszkodę. Przyspieszył do galopu i kazał nam zaczekać, zatrzymałem Noctis'a i przyglądałem się jak skaczą. Teraz nastąpiła moja kolej. Docisnąłem lekko łydkę, ogier wystrzelił jak z procy. Dzieliło nas jakieś 10 metrów, zwolniłem go do spokojnego galopu i pochyliłem się, gdy wybijał się do góry. Galopował jeszcze dobrą chwilę, strzelając dzikie barany. Z trudem utrzymałem się w siodle, udało mi się go zwolnić dopiero po paru metrach. Rick i Maya spoglądali na mnie, jakbym był duchem. Zawróciłem ogiera do tamtej dwójki, uśmiechnąłem się, próbując ich uspokoić. Wreszcie Rick zdecydował się jechać dalej, jechaliśmy spokojnym galopem, koń Mayi najwidoczniej nie spasował Noctis'owi, wystrzelił kopytami do tyłu, dzieliły go centymetry od kopnięcia jej konia w pysk.
- Wszystko ok?! - zapytałem zestresowany, usłyszałem niepewne potwierdzenie dziewczyny, która zwolniła do kłusa i jechała galopem kilka metrów za nami. Zrobiłem to samo, wiedząc że to nie był dobry pomysł.
- Uwaga! Lis przed nami! - krzyknął Rick i zwolnił do stępa, skróciłem wodze i usiadłem w siodło. Ogier przeszedł niechętnie do najniższego chodu, chociaż był cały spięty. Pogłaskałem go lekko po szyi, czując jak pod moją dłonią rysują się jego mięśnie. Lis, widząc trzy masywne zwierzęta idące w jego stronę rzucił się pędem w - niestety - naszą stronę. Konie Ricka i Mayi zatrzymały się spokojne, Noctis drobił w miejscu, gdy lis przebiegł pół metra od bułanka, miarka się przebrała. Strzelił barana na cztery i rzucił się dzikim galopem do przodu.
- Trzymaj się! - usłyszałem za sobą krzyk któregoś z nich, jakbym nie wiedział co mam robić. Zwisałem na szyi ogiera, mając jedną nogę na łęku siodła, a drugą obejmującą brzuch konia. Wodze ściskałem kurczowo, starając się nie pozwolić sobie na puszczenie ich. Noctis skręcił gwałtownie, nie spodziewając się tego, pocałowałem piasek, delikatnie mówiąc. Leżałem na wznak, próbując ogarnąć co tu właśnie zaszło. Tamta dwójka podjechała do mnie, Rick miał poważny wyraz twarzy i szukał wzrokiem mojego konia. Maya wyglądała na zmartwioną.
- Noctis. - szepnąłem do siebie i spróbowałem się podnieść, z marnym skutkiem. Ból, który przeszył mój nadgarstek był porównywalny do złamania. Mogłem jednak ruszać ręką, więc to nie mogło być to. - Japierdole. - zakląłem, bardziej martwiłem się o Noctis'a, niż o siebie. Maya zsiadła z konia i podeszła do mnie, pokręciłem słabo głową i wstałem. Dopadły mnie zawroty głowy i pociemniało mi przed oczami. Oparłem się o drzewo, które akurat było za moimi plecami. Dopiero teraz zaczęło do mnie docierać, co się właśnie odwaliło.
- Nie mógł spierdolić daleko. - powiedziałem słabo do dziewczyny, uśmiechając się lekko. Musiałem mocno w coś przyjebać, albo się naćpać.
--------
Maya? Mówiłam że będę całować piasek :P
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.