Strony

sobota, 5 sierpnia 2017

od Emmy cd. Viktorii

Idąc w stronę stajni zaczepiła mnie dziewczyna z kawiarni. Dziewczyna mnie zawołała, a ja przyjrzałam jej się dokładniej. Miała błękitne włosy, których kolor mi się podobał. Następnie przeniosłam wzrok na pozostałą dwójkę. Z obserwacji wyrwał mnie głos dziewczyny. Pytała, czy jestem nowa, a następnie się przedstawiła. Również to uczyniłam. Kiedy niebiesko-włosa zaproponowała przejażdżkę, zgodziłam się. Jechaliśmy jakiś czas po czym dojechaliśmy do uskoku. Dziewczyna przeskoczyła go, a za nią dwójka pozostałych.
- Emma! Uda ci się skoczyć bez strzemion? - usłyszałam
Szybko oceniłam sytuację w jakiej się znalazłam. Skoro wcześniej bywało tak, że skakałam bez siodła to teraz skoczę bez strzemion. Wycofałam się do odpowiedniej odległości, tak bym mogła dobrze skoczyć. Nogi ułożyłam wzdłuż ciała konia i złapałam jego grzywę. Gdy spięłam mięśnie nóg Mate ruszył. Odliczałam kroki do skoku. 5... 4...3...2...1... Skok. Przymknęłam oczy rozmarzona tym co się działo. Unoszenie się w powietrzu zawsze było dla mnie czymś niezwykłym. Po chwili poczułam, że lądujemy, więc otworzyłam oczy. Po chwili Mate stał prosto na ziemi, a ja puściłam jego grzywę. Ogólnie przeszkoda nie była trudna, ale to, że musiałam skoczyć bez strzemion komplikowało sprawę. Spojrzałam na Viktorię i jej nieodgadniony wyraz twarzy. Blondyn, który przyjechał tu z nami wyglądał jakby komuś dziękował, a za co to nie wiem.
- Jedziemy dalej? - spytałam nie mogąc znieść tej dziwnej ciszy.
- Tak, jasne - odpowiedziała dziewczyna
Znowu ruszyliśmy. Jechaliśmy kłusem, dzięki czemu miałam możliwość obserwowania. Znowu zaczęłam uciekać myślami do domu. Bałam się o mamę. Co prawda jest z nią Nathaniel, ale... Nie, nie ma żadnych ale - tak właśnie zawsze mówił mi kuzyn. Poczułam wibracje telefonu. Zaśmiałam się widząc na wyświetlaczu imię kuzyna.
- No witam, witam panią. Czy dodzwoniłem się do Emmy? - zapytał poważnych głosem.
- Przykro mi pomylił pan numery - powiedziałam próbując się nie roześmiać.
- Ach... Szkoda, myślałem, że przekażę dobrą nowinę - usłyszałam udawany smutek w jego głosie.
- Jaką? - zaciekawiłam się.
- A przykro mi. Ta informacja dotyczy tylko członków rodziny - westchnął.
- Nathaniel, opanuj się i mów -
- No skoro sobie życzysz... Więc... - przerwał.
- Gadaj do jasnej ciasnej! - powiedziałam głośno.
- No dobrze, dobrze. A więc... Twoja mama zgodziła się na psychologa -
- Wreszcie! - krzyknęłam
Chyba jednak za głośno bo pozostała trójka spojrzała na mnie podejrzliwie. Nie za bardzo wiedziałam co powiedzieć. Świetnie. Znowu się wygłupiłam.
- Nic się nie stało... Po prostu... Po prostu dostałam dobrą wiadomość - powiedziałam do pozostałych.
- Okej... Ale następnym razem nie musisz krzyczeć - usłyszałam odpowiedź Viktorii.
- To była na prawdę dobra wiadomość -
Ruszyliśmy dalej, a ja wróciłam do Nathaniela.
- Jak ją przekonałeś? - zapytałam.
- A wiesz... Mam ten swój urok i takie tam - zaśmiał się, a ja razem z nim.
- Hej! Zawracamy już! - usłyszałam i zawróciłam Mate'a.
- Oj już nie bądź takim narcyzem - powiedziałam do chłopaka.
- Od kiedy niby nim jestem hm? -
- Od zawsze - uśmiechnęłam się.
- Dobra Mysza, ja kończę. Zadzwonię za godzinkę -
- Spoczko. To do usłyszenia -
- Do usłyszenia -
Gdy usłyszałam pikanie, oznaczające, że Nathaniel się rozłączył schowałam telefon do kieszeni. Po około piętnastu minutach dojechaliśmy pod stajnię. Zsiadłam z konia, podobnie jak reszta i skierowałam się w stronę boksu. Po rozsiodłaniu Mate'a odłożyłam wszystko na swoje miejsce. Ze skrzynki wyjęłam marchewki i zaczęłam go nimi karmić. Pozostali również coś dawali swoim koniom lub czyścili je. Po tym jak Mate zjadł zaczęłam go czesać. Zajęło mi to około piętnastu minut. W stajni byłam tylko ja i Viktoria.
- W ogóle, przepraszam, że z wami pojechałam, a później nie odzywałam się - powiedziałam, przypominając sobie, jak jechaliśmy. Pozostała trójka rozmawiała, a ja siedziałam cicho, pogrążona w rozmyślaniach, a później rozmawiałam z Nathanielem o psychologu mamy. Mama po stracie taty była bardzo załamana. Wtedy zjawił się Nathaniel, który nam pomagał. Teraz kiedy namówił mnie na uniwersytet, sam zamieszkał z mamą i starał się ją namówić na psychologa. Do teraz pamiętam rozmowy
o tym, że warto iść do psychologa. Nie wiem co zrobił mój kuzyn, ale udało mu się z czego jestem dumna.
- Kurczę... Przepraszam. Znowu odleciałam. Jak już mówiłam... Przepraszam za tę przejażdżkę, w którą się nie zaangażowałam. Jak zwykle odpłynę, albo zajmę się czymś innym. Później zadzwonił Nathaniel i tak się ucieszyłam, że znowu odpłynęłam. A teraz jeszcze mam słowotok - powiedziałam.
Teraz to się totalnie wygłupiłam. Jestem beznadziejna. Powinni mi dać nagrodę: wygłup roku.

Viktoria?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.