Strony

poniedziałek, 3 kwietnia 2017

od Rush'a cd. Viktorii

Uśmiechnąłem się łobuzersko i przekręciłem głowę lekko w prawą stronę, nie tracąc z nią kontaktu wzrokowego. Czyżbym wreszcie wyszedł z friendzone? A ludzie mówią, że to niemożliwe.
- I z czego się tak cieszysz?- spytała prychając teatralnie na co się zaśmiałem
- Jesteś taka urocza, gdy się nie wściekasz...- wypaliłem prosto z mostu, zanim zdążyłem ugryźć się w język
- Oho, w takim razie masz problem. Ja bardzo często się wściekam- oznajmiła i fuknęła, udając obrażoną. Następnie położyła się na trawie i zaczęła obserwować Amidię, chcącą posmakować siwej grzywy Francuza
Zaśmiałem się ponownie i zająłem miejsce obok dziewczyny
- Czyli teraz... nie dostanę w zęby, gdy cię dotknę?- mruknąłem w jej rozwiane włosy
- Hmm...- mruknęła uwodzicielsko. W momencie, gdy ponownie miałem zamiar posmakować jej ust, ktoś... w właściwie COŚ nam przerwało... No do cholery...
- Francuz! O mój Boże, kto cię puścił z tym!- na znajomy pisk, Tori zmarszczyła brwi i charakterystycznie się skrzywiła... zmrużyłem oczy, chcąc powstrzymać moją wściekłość...
- Ruuu... zabierz tego demona od mojego czempiona!- krzyknęła ponownie, zachowując się tak, jakby zobaczyła ogromnego pająka ludożercę... westchnąłem
Amidia, spojrzała na nią zaskoczona, a następnie pod wpływem jej wrzasków zarżała żałośnie i oddaliła się od zdezorientowanego siwka. Klaczka potykała się o własne nogi, wyglądało to naprawdę dziwnie...
- Aleu, przecież nic się nie stało...- próbowałem jakoś uratować sytuację, aby nie wywiązała się żadna bójka...
Tori warknęła coś pod nosem, ale tym razem wolała zdać się na mnie, więc czekała w miarę spokojnie na dalszy rozwój wydarzeń, trzymając mnie za rękę i nerwowo gładząc przestraszoną Amidię po rozgrzanej szyi
Nasz wróg samo zło, zmierzył nas wzrokiem, zatrzymując się na naszych złączonych dłoniach. Aleu odchrząknęła i zarzuciła włosami. Następnie zatrzepotała rzęsami i wyszczerzyła się na miarę swoich możliwości.
- Chciałam ci tylko powiedzieć Ruuuu- przeciągnęła okropnie- Że dzięki Francuzowi ponownie mogę podejść do eliminacji drużynowej. Startuję w kategorii skoków!-krzyknęła, a ja omal nie zakrztusiłem się powietrzem... przecież ten koń miał jakieś 3 lata, co on wiedział o skakaniu?!
- Wybacz, ale Tori jest w drużynie- podsumowałem, udając niewzruszonego
- O tym przekonamy się jutro, wciąż twierdzę, że będziemy idealnie się komponować jadąc w tych zawodach- zachichotała i opuściła padok, ciągnąc drobnego arabka za sobą... ogarnęła mnie wściekłość... Francuz spojrzał na mnie żałośnie, po czym spuścił łeb...
> Toriś?<

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.