Strony

niedziela, 25 grudnia 2016

od. Triss cd. Viktorii



 Po zakończeniu rozmowy telefonicznej Victoria pochyliła się nisko nad grzywą North i wygalopowała z hali.
- Co się…- urwałam.
 Odpięłam lonżę, i wskoczyłam na Amora (też się dziwię, jakim cudem) nie zważając na to, że jestem za samym kantarze, nawet bez uwiązu, co nie było dobrym pomysłem… ale wtedy o tym nie myślałam.
- Dalej, Amor!- powiedziałam cicho i ścisnęłam go łydkami.
Od razu przeszedł do galopu i zaczął pędzić, co akurat mi odpowiadało. Widziałam jeszcze Vikę, ale powoli zaczynała znikać mi z pola widzenia. Cmoknęłam i wczepiłam się w grzywę konia. Ta chwila była taka piękna… tak szybki galop na samym kantarze.. Przyspieszałam coraz bardziej, ale nie przekraczałam tej cienkiej granicy między galopem, a cwałem.
- VIKTORIA!!!- krzyknęłam na całe gardło, ale pęd powietrza mnie zagłuszył.
Chociaż już jej nie widziałam, zapamiętałam, w którą stronę jechała. Chciałam trochę zwolnić- w końcu galopowaliśmy już dwadzieścia minut. Amor jednak zignorował polecenie dane dosiadem. Szarpnął łbem i przeszedł do cwału. Odchyliłam się do tyłu cały czas trzymając grzywę, równocześnie zepchnęłam go łydką na koło. Udało się. Teraz był to tylko galop, a ja przejęłam pełną kontrolę nad koniem.
 Zobaczyłam dwie sylwetki, konia i człowieka, nad rzeką. „Viktoria…” pomyślałam. Zadziałałam dosiadem, aby przejść do kłusa a potem do stępa. Podjechałam blisko i  zeskoczyłam z konia, po czym wygrzebałam z kieszeni sznurek. Przywiązałam go do kantara, a drugi koniec do gałęzi. Pogłaskałam Amora i wzięłam głęboki oddech.
- Viktoria…- powiedziałam.
- Czego?- warknęła przytulając się do łba swojej klaczy.- Nie widzisz, że chcę być sama??
- Co się stało?- zapytałam delikatnie.
- Nic, co mogłoby cię interesować.
- Ten telefon… z kim rozmawiałaś?- szepnęłam.
- Mówiłam już, nie twoja sprawa!- uniosła się dziewczyna.
- Może mogę jakoś pomóc, czy coś…
Vika chyba próbowała krzyczeć, ale poddała się. Wtuliła się w North, aby stłumić płacz.
- Chodzi o Ttenebbris.- wyjąkała, wstrząsana szlochem.
- Wracajmy do Akademii.- zaproponowałam łagodnie.
- Nie rozumiesz!- wybuchła.- Tenebris… ona... zresztą co cię to obchodzi! Nie myśl sobie, że poprawiasz sytuację, że pomagasz, bo tak nie jest!
 Skuliłam się w sobie.
- No dobrze.- powiedziałam cicho.- W takim razie…
- W takim razie zostaw mnie samą! Przecież trafię do Akademii.
- Ale ja nie…- wyszeptałam.
- Argh… no dobra, zostań.- mruknęła.
Odwiązałam Amora i podprowadziłam go do rzeki. Zarżał nerwowo i stanął nisko dęba.
- Spokojnie.
Zanurzyłam w wodzie rękę i nabrałam jej trochę. Podstawiłam ją pod pyszczek konia, który załapał, o co chodzi i po chwili pił łapczywie z czystej rzeki. „ Nie chce, to nie musi mówić” pomyślałam i spojrzałam na siedzącą tyłem do mnie Viktorię.
 Nagle usłyszałam głośny huk... trzymałam sznurek przywiązany do kantara jak długo mogłam, ale po kilku sekundach ciagnięcia za koniem moje ręce nie wytrzymały. Z przerażeniem patrzyłam, jak Amor w pełnym galopie, z powiewającym sznurkiem ucieka w stronę przeciwną słońcu.
- Viktoria!- wrzasnęłam trzęsąc się.
~~~~~~~~~~~~~> Vika, halp me :c < ~~~~~~~~~~

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.